Z Waszej strony
60 sekund. To dużo czy mało?
Byłam z mężem i 12-letnim synem tuż przed godziną 17 na Placu Tysiąclecia. Ruch normalnie się toczył. Auta jeździły, piesi chodzili.
Punkt 17 zaczęły wyć syreny. Wstaliśmy z ławki, Syn ściągnął czapkę. A życie wokół nas toczyło się nadal. A to mamusia uczyła córeczkę jeździć na rowerze po placu, a to młody człowiek sobie przejechał na rowerze. Ludzie normalnie spacerowali i a autka dalej jeździły.
Obok naszej ławki siedzieli starsi panowie. Panowie z tych, co to na wszystko i na wszystkich narzekają. I łacina z ich ust leciała. Ale bynajmniej nie Homera. Nawet nie podnieśli się - zdziwieni tylko, czemu te syreny dziś wyją. Jeden się zreflektował - panie, przecie dziś powstanie.
Bez niekończących się rozważań o tym, czy Powstanie Warszawskie było sensowne, potrzebne i mądre, czy też głupie i lekkomyślne, przez co doprowadziło do zniszczenia Warszawy. Bez patetycznego, nadętego patriotyzmu i przygnębiającej, na siłę wciskanej martyrologii.
Po prostu dla uczczenia tych, którzy w dobrej wierze walczyli i za ważną dla siebie ideę byli gotowi zginąć - 60 sekund.
kattebush
Komentarze
1 komentarz
Z przykrością muszę stwierdzić, że w Trzebini też nie było rewelacji i mimo, że syreny przypomniały, to z relacji znajomych wiem, że zabrakło nam tej 1 minuty na refleksję. A szkoda, bo nie chodzi o rozliczanie słuszności decyzji, chodzi o zryw i pamięć poległych...