Nie masz konta? Zarejestruj się

Wiara w cud

13 lat miałem, jak pierwsze piwo wypiłem. Chciałbym przestać pić, wynieść się stąd gdzieś daleko, pracować i być zdrowym – 19-letni Piotrek z Psar wyrzuca słowa szybko, jak z karabinu maszynowego. Jest alkoholikiem.
W samo południe w Psarach jest spokojnie. Żar leje się z nieba, więc ci, którzy nie pracują, chowają się w cieniu przed upalnym słońcem. Przy ul. Nowej 1 młode chłopaki reperują płot. Piotrek ociera pot z czoła. Spiesznie wydobywa spod stołu puszkę i popija dla ochłody. Stawia ją z powrotem obok plastikowego krzesła.
- Póki jest trzeźwy, to jest złoty chłopak. We wszystkim pomoże – pani Stanisława Szczygieł ze smutkiem kiwa głową, obserwując pracę synów.

Padaczkowiec
Nie wstydzi się choroby Piotrka. Cała wieś o tym trąbi. Bo Piotrek, jak wypije, to szaleje. Zaczepia czasem ludzi. Niedawno pobił młodszą koleżankę. Wpadł za nią do sklepu i uderzył. Upadła. Wylądował w policyjnej izbie zatrzymań, a ona na pogotowiu.
- Bo wyzywała mamę. O tym to już nikt nie mówi – denerwuje się chłopak.
W izbie wytrzeźwień lądował już parokrotnie. W maju z drgawkami trafił do szpitala. Na odtrucie.
- To teraz padaczkowiec na niego wołają. Jak stał, tak padł na ziemię i cały się zaczął trząść. Organizm ma zatruty. A chude to takie – pani Stanisława z troską spogląda na syna.
Ostrzyżony na jeża, szczupły. Zielone, robocze spodnie, powiewają wokół nóg jak chorągiewki. Zawadiackie, wesołe spojrzenie, choć oczy nieco przekrwione. Kiedyś, jeszcze w gimnazjum, miał dziewczynę. Teraz jest sam, ale ma piwo albo wódkę. Zależy co wypadnie.

Uciekł oknem
- Jak tylko dorwie jakieś pieniądze, znika. I szukaj wiatru w polu. Nieraz go szukałam. Zwykle włóczy się gdzieś i wraca pijany. Trzy lata temu to było, jak przynieśli mi go jak nieboszczyka zimnego. Bez kontaktu zupełnie. Pogotowie wezwałam i policję. A tu nagle, jak nie skoczy. Próbowałam go przytrzymać, siłowaliśmy się chwilę ze sobą. Dopiero jak dostał dwa zastrzyki, to się uspokoił. To się nawet policjanci pytali, czy dam sobie z nim radę. A rano oknem uciekł – wyznaje pani Stanisława.
Jest spokojna, od lat walczy z chorobą Piotrka. Najpierw chodziła z nim do psychologa. Co miesiąc jeździli do Krakowa. Skończył gimnazjum, poszedł do liceum. Pochodził tydzień. Dłużej nie wytrzymał. Pijany wracał. To wywiozła go na leczenie do ośrodka w Bytomiu. Pół roku tam siedział. Nie minął rok, jak zaczął pić na powrót.
- Bo tak tu już jest. Jak się spotka znajomych, to od razu ciągnie. Takie towarzystwo. Najgorzej, jak się w cug wpadnie. Ostatnio sześć dni to trwało, ale potem się uspokoiłem – ucina Piotrek.

Listy do wszystkich
świętych

- Gestapo już na mnie mówią. Bo jak do sklepu idę, to patrzę, czy nieletnim piwa nie sprzedają. I awantury robię, że dzieci się rozpija. Ale nikt ich nie uchroni. Jak chcą, to i tak kupią. 14, 15-letni. Chłopcy i dziewczyny. I śmieją się. A ja wiem, co znaczy problem z alkoholem – bije się w pierś pani Stanisława.
Wychowała czterech chłopców. Dwóch starszych pojechało do Irlandii. Pracują. Dwóch zostało w domu. Z jednym, Piotrkiem ma kłopot.
- Tyle razy co ja pisma pisałam. Bo w domu kultury też piją. Do władz, do wszystkich świętych już chyba. Na policję chodziłam. Z dzielnicowym chciałam się umówić. Dzwoniłam, prosiłam. Czekam na niego od lipca ubiegłego roku. Nikt nie chce pomóc. Teraz go na komisję antyalkoholową wzywają. To może i na leczenie wyślą – zamyśla się matka.
Stawia na stole wodę mineralną, Piotrek siedzi z boku. Jest spokojny. Czasem się lekko uśmiecha. Bo jak trzeźwy, to łagodniejszy. I wesoły.

Kto jest bez winy…
- Ja wiem, że on nie jest bez winy. Bo szaleje, pije. Takich matek jak ja jest tutaj wiele. Tylko ukrywają kłopoty z dziećmi. Bo trudno im uwierzyć, że ich ukochane pociechy piją. Nawet przed sobą nie chcą się do tego przyznać – twierdzi kobieta.
W pokoju na ścianach święte obrazy. Stół, krzesła, kanapa. Kwiaty, książki. Piotrek siedzi na łóżku i kiwa głową. Potwierdza słowa matki. W końcu wie, z kim sam pije.
- Ale pracować lubię. Fizycznie. Dorabiam to tu, to tam, różnie bywa. Teraz z bratem ogrodzenie robimy. Przy komputerze też lubię posiedzieć, ale wolę pracę – Piotrkowi aż oczy się uśmiechają.
- 20 lat w pogotowiu pracuję, to nieraz napatrzyłam się na narkomanów i alkoholików. Znam jednak takie dwa cuda. Kiedyś pili na umór. A dziś ludzie porządni. Jeden pomaga uzależnionym, drugi na stanowisku w urzędzie. Do ust alkoholu nie biorą. Widać da się to pokonać – pani Stanisława z nadzieją patrzy na Piotrka. Wierzy, że uda jej się ocalić syna.
Ewa Solak
Przełom nr 27/741 5.07.2006