Nie masz konta? Zarejestruj się
„Big boy” – pomniejszona wersja największej lokomotywy parowej świata. To mój najwspanialszy okaz, największy powód do dumy – mówi Jerzy Gołąb

Rodzinny pociąg do kolejek

Pasje towarzyszą ludziom od wieków... Niektórzy kolekcjonują znaczki, monety, inni zdjęcia. Jerzy Gołąb z Trzebini może pochwalić się niezwykłym zbiorem kolejek.
Pamiętam, że byłem jeszcze dzieckiem, kiedy tata przyniósł do domu pierwszą kolejkę. Była sterowana ręcznie, piękna... Codziennie siadywaliśmy przy stole i na torach ułożonych na sklejkach, tworzących platformę, bawiliśmy się nią godzinami. Ja, brat i ojciec.
Kilka lat później, gdy poszedłem do pracy, pierwsze zarobione pieniądze przeznaczyłem na kolejkę. Był to model BR95, NRD-owskiej firmy Piko, wypatrzony wiele miesięcy wcześniej w sklepie harcerskim.

Kolekcja zaczęła się rozrastać
Pod koniec lat 90., kiedy po studiach zacząłem pracę w dużej firmie i sytuacja finansowa się poprawiła, moja kolekcja zaczęła rosnąć. Z każdego wyjazdu zagranicznego przywoziłem kilka nowych okazów. Oczywiście, przez cały ten czas ojciec wzbogacał zbiór, kupując w Warszawie coraz to lepsze modele. Na dzień dzisiejszy rodzinna kolekcja liczy około 50 lokomotyw i 100 wagonów.

Drogocenne rarytasy
Kolejki, które zbieram, to modele w skali HO 1:87. Jest to idealne odzwierciedlenie prawdziwych kolejek, gdzie liczy się każdy szczegół. Niektóre wykonane są z tworzywa sztucznego, inne są metalowe. Większość jednak robiona jest ręcznie – to najdroższe okazy. Koszt kolejki zależy od producenta, jakości i od tego, czy są sterowane analogowo, czy techniką cyfrową. Te ostatnie mogą sięgać nawet kilku tysięcy złotych za sztukę.
Najbardziej dumny jestem z „Big boya”, pomniejszonej wersji największej lokomotywy parowej świata. To cacko, wyprodukowane przez firmę Marklin, jest sterowane techniką cyfrową, co pozwala między innymi na efekty dźwiękowe podczas hamowania, wypuszczania pary, czy ładowania węgla do kotła.

Odjazd
Zdaję sobie sprawę, że moje hobby jest nietypowe, a dla wielu niezrozumiałe. Dla mnie jednak to wielka frajda i prawdziwy odlot. Myślę jednak, że prawdziwą wartość kolejek nie stanowią wydane pieniądze, lecz sentyment i wspomnienie udanego dzieciństwa. Nawet teraz, jako dorosły facet, potrafię spędzić wiele godzin, bawiąc się kolejkami. Czasami, jak za dawnych lat, spotykamy się w męskim gronie – ja, tata i brat. Wspólnie planujemy trasę i przekładamy wagoniki. Na szczęście żona jest bardzo tolerancyjna i wyrozumiała. Zdarza się, że sama dołącza do zabawy. Ostatnio dostałem od niej na gwiazdkę wagonik PKP – drugi polski egzemplarz, jaki posiadam.

Kolejkowe marzenie
Do szczęścia brakuje tylko makiety, takiej z prawdziwego zdarzenia. Marzy mi się kilka poziomów z tunelami, bocznicami. Konieczna jest także stacja kolejowa, linia ekspresowa, może jakieś domki, sklepy, zieleń. Plan jest piękny. Niestety, problemem jest brak czasu. Praca pochłania większą część dnia. Poza tym, razem z żoną spodziewamy się dziecka, więc czasu będzie jeszcze mniej.
Magdalena Balicka
Przełom nr 29/743 19.07.2006