Nie masz konta? Zarejestruj się

Kupcy twierdzą, że targowiska coraz gorzej przędą, i to nie tylko z powodu rosnącej ilości supermarketów, ale głównie dlatego, że klienci są coraz biedniejsi 

Pracują,więc żyją 

Handlowcy z chrzanowskiego bazaru przy ul. Kusocińskiego mówią zgodnie: jest źle, będzie jeszcze gorzej.
Czwartek, południe. Klienci kłębią się przy straganach z zimowym obuwiem i kurtkami. Pozostałe stoiska wzbudzają mniejsze zainteresowanie. Niby ruch, ale dla kupców mały zarobek. Wiele osób kończy swoją przechadzkę po bazarze na oglądaniu towarów.
Sprzedawca jabłek, pomaga synowi: - W ogóle nie mam klientów. Kiedyś do godziny dwunastej sprzedałem jedno jabłko. Jak dobrze idzie, to dziennie sprzedaję 15 kilo. Za kilogram trzeba zapłacić 1-3 zł. Jedynie w sobotę przychodzi więcej osób. W czwartek zaopatrują się na targowisku w okolicach centrum handlowego Max, bo jest tam troszkę taniej. A my tutaj nie zarabiamy nawet na opłatę targową i ZUS. Ja pomagam synowi, który ma tutaj kiosk. Płacimy prawie 500 zł. Najlepiej było w czasach, kiedy nie istniały jeszcze supermarkety.
Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, przyczyn upadku Rzeczpospolitej bazarowej jest kilka: wprowadzenie wiz dla Białorusi i Ukrainy, umacniająca się złotówka na Zachodzie oraz supermarkety, których nadal przybywa (także w powiecie chrzanowskim). „GW” nazywa targowiska marginesem handlu i sposobem na uzupełnienie zakupów. Tak jest w kraju. W realiach chrzanowskich powód jest oczywisty: rosnące bezrobocie.
Rafał z Chrzanowa (sprzedaje ubrania): - Handluję tu od dziesięciu lat. Jakieś pięć lat temu było najlepiej. Teraz są dni, w których nic się nie zarabia. I wcale nie chodzi o konkurencję. Nie byłoby problemu z konkurencją, jakby ludzie mieli pieniądze i pracę. Nie znaczy to, że wolą chodzić do supermarketów, bo większość osób woli przychodzić na targ. Praca jest ciężka, wstaje się o czwartej rano, jedzie po towar. Warunki na targowisku mogłyby być lepsze. Przydałoby się odwodnienie i nowe chodniki, bo istniejące są już zniszczone i nierówne.
Zygmunt, sprzedawca butów: - Praca na bazarze przestała się opłacać, ale co innego robić? To nie to samo, co pięć lat temu. Wtedy nie było takiej konkurencji. Nie dość, że ludzie nie mają pieniędzy, to jeszcze wykańczają nas supermarkety. Szczególnie zimą, kiedy klienci dostają z zakładów pracy bony świąteczne, które realizują właśnie w dużych sklepach. Niezły interes robi się ponoć na „chińszczyźnie”. Ale nie chodzi o jedzenie, a o wszelkie inne towary.
Na chrzanowskim targowisku maleje liczba cudzoziemców. Ostało się kilku Armeńczyków, Rosjan i Ukraińców. Na własnej skórze odczuli już schyłek dobrej, bazarowej passy.
Ukrainka, handluje kożuchami i podomkami: - Jest źle. Kiedyś opłacało się z Ukrainy przyjeżdżać. Teraz średnio, ale jednak zawsze jest tu lepiej, niż w moim kraju.
Są i tacy obcokrajowcy, którzy nadal chwalą sobie polski rynek.
56-letni kupiec z Armenii, sprzedaje ubrania: - Ja nie narzekam na Polskę. To piękny i przyjazny kraj. Zasada jest prosta: jeśli chce ci się pracować, to żyjesz. Jeśli nie chcesz pracować, nie żyjesz. Najlepiej było w czasach, kiedy jeszcze zakładów pracy nie zamykali. Teraz ludzie nie mają zatrudnienia, to i mniej kupują. To główny powód trudnej sytuacji. Konkurencja natomiast nie gra roli. Ja nie boję się żadnej konkurencji. Nawet hipermarketów. Mam głowę, umiem pracować.
Klaudia Remsak
Nr 48 (711) 30 listopada 2005