Nie masz konta? Zarejestruj się
Czasem, tak na przekór, Bożena życzy niemiłym sprzedawczyniom „dobrego dnia”. A one się dziwią, że można być uprzejmym. Może za parę lat to się zmieni i będzie w Polsce tak, jak w Stanach Zjednoczonych

Mój dom Ameryka

Na stałe nigdy tu już nie wrócę. Do Chrzanowa przyjeżdżam tylko na wakacje. Bo mój dom jest tam, za oceanem – Agnieszka ze spokojem uśmiecha się do 2-letniego synka, Christiana.
16 lat temu razem z rodzicami wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Była wtedy małą dziewczynką. Dziś jest dorosłą kobietą. Co rok spotyka się z rodziną w Polsce, bo przecież czuje się Polką.

Po kucykach śladu nie ma
Blokowisko przy ul. Jordana w Chrzanowie po południu wypełnione jest dziećmi. Dziewczyny grają w gumę, chłopcy w piłkę. 10-letnia Agnieszka wybiega z dwupokojowego, małego mieszkania. Jest ciepło, szkoda siedzieć w domu. Dwa kucyki czarnych włosów, związane kokardami, podskakują wysoko, gdy zbiega ze schodów szóstego piętra. Czarny, nieduży kundel Dżeki drepta wokół jej nóg.
Po kucykach ślad nie został, choć rozwiane włosy i uśmiechnięte oczy niemal te same, co kiedyś. Mieszkanie od dawna zajmują inni lokatorzy.
- Kiedy dotarłam do Stanów, angielski znałam tylko z piosenek. Tato nie mówił do mnie po polsku, żebym szybciej mogła nauczyć się rozmawiać z Amerykanami. Mama przed wyjazdem chodziła na kurs. Okazało się, że w Tannersville, gdzie mieszkałam z rodzicami, zanim poszłam na studia, nie ma w ogóle Polaków. Do tej pory właściwie kontakt z nimi mam prawie żaden – choć amerykański akcent słychać w jej głosie, Agnieszka płynnie mówi po polsku.

Swojski polonez
Szlifuje język, rozmawiając z rodzicami przez telefon lub jedynym Polakiem, z którym ma kontakt w USA, kumplem z Jordana – Darkiem. Nawet z mężem, Adamem, nie może zamienić słowa po polsku. Adam, rodowity Egipcjanin, zna tylko podstawowe słowa, których nauczył się, będąc w odwiedzinach u rodziny Agnieszki, w Chrzanowie.
- Cześć, Aga Buczek mówi – przedstawia się przez telefon. Bo kto, prócz rodziny wie, że po mężu nazwisko ma inne? Znajomi pamiętają ją zresztą tylko jako pannę.
Duży dom na Starej Hucie latem wypełnia cała familia Buczków. Potem opiekuje się nim mieszkająca po sąsiedzku rodzina. Wybudowali go jeszcze zanim wyjechali na dobre do Stanów. Teraz jest jak znalazł, idealny na wakacje. Przed garażem stoi stary, zielony polonez.
- Wsiadam w niego, jak tu przyjeżdżam. Czuję się wtedy bardzo swojsko – śmieje się Agnieszka, klepiąc samochód jak dobrego przyjaciela.
Brat Agnieszki, 14-letni Eryk, siedzi w domu na kanapie. Trzyma w ręce gierkę i stuka palcami w małe klawisze. Rozumie po polsku, choć nie mówi w tym języku. Podobnie jak jego 15-letnia siostra, Alicja. I jak mały Christian.
- Jestem Amerykaninem – z prostotą wyznaje po angielsku Eryk.

Mama – bus driver
- Na studia wyjechałam do Waszyngtonu. Z domu w Tannersville osiem godzin jazdy samochodem. Nie wróciłam już do rodziców. Tam poznałam Adama. Spotykamy się teraz na święta, no i w Chrzanowie, na wakacjach. Ale często gadamy przez telefon – Agnieszka spogląda na mamę, Bożenę.
Pracująca kiedyś w chrzanowskim sądzie młoda kobieta bez wahania wyemigrowała do Ameryki, do męża. W latach 80. nie było jej łatwo w kraju, gdzie reglamentacja była na porządku dziennym. Dziś jest bus driver’em. Autobusem wozi dzieci z odległych miejsc pod sam budynek szkoły.
- Uwielbiam to! Jako kierowca pracuję już osiem lat. Na początku siedziałam w domu. Taką żoną – gospodynią byłam, ale nie mogłam wytrzymać bez pracy. Mąż już ponad dwadzieścia lat prowadzi własną firmę budowlaną. Właściwie to Agnieszka wymyśliła autobus. Co rok muszę jednak zdawać egzaminy z teorii i praktyki prowadzenia takiego wozu, ale nie zamieniłabym tego zajęcia na inne – pani Bożena uśmiecha się na wspomnienie pracy.
- Z Adamem mamy firmę internetową. Sprzedajemy różne gadżety. Świetnie nam idzie. Tyle, że pochłania to bardzo dużo czasu. Do Chrystiana przychodzi niania, bo my wracamy do domu późnym wieczorem – Agnieszka przytula śpiącego syna.

Pieniądze nie leżą na ulicy
- W Polsce są fatalne drogi i kultura kierowców. W sklepach można mieć wiele zastrzeżeń do obsługi. Czasem na przekór niemiłym sprzedawczyniom życzę na obchodne „Miłego dnia” lub coś w tym guście. Jeszcze się dziwią, że można być uprzejmym, ale sądzę, że za parę lat i to się zmieni – pani Bożena wykłada zakupy z reklamówek.
Razem z Agnieszką czeka na drugą córkę i męża. Jeszcze są w Ameryce, ale za kilka dni dołączą do reszty rodziny.
- Już dawno wiadomo, że w Ameryce praca i pieniądze nie leżą na ulicy. Wielu emigrantów czuje się rozczarowanych. Żeby do czegoś dojść, trzeba się napracować. Ale jeśli bardzo się chce, można to zrobić. Tyle, że nie wszyscy przyjeżdżający tam Polacy mają tego świadomość – podkreśla Agnieszka.
Dziwi się jeszcze czasem polskiemu, ponuremu postrzeganiu świata, choć wie, że tu nie jest łatwo.
- Standard życia w Stanach jest zupełnie inny. W Polsce przerażające jest to bezrobocie i nikłe perspektywy dla wielu młodych ludzi. Dlatego nie potrafiłabym już tu żyć. Mój dom jest tam, za oceanem – Agnieszka spogląda na synka, Christiana.
On nigdy nie będzie musiał emigrować by mieć lepszą przyszłość.
Ewa Solak
Przełom nr 29/743 19.07.2006