Nie masz konta? Zarejestruj się
Ile jeszcze broni może być w klasztorze Bernardynów w Alwerni?

Matka Boża Alwernijska ukrywała broń

Pistolet, pochodzący prawdopodobnie z okresu I wojny światowej, znaleźli konserwatorzy zabytków w przyklasztornym kościele o.o. Bernardynów w Alwerni.
Na broń natrafił Józef Pytel. Na co dzień mieszka w Łąkcie Górnej k. Limanowej. Właśnie firma, w której pracuje, odnawia część ołtarzy w alwerniańskim kościele pw. Stygmatów św. Franciszka z Asyżu.
- Józek, ledwo żeś przyjechał i od razu ściągnąłeś policję, prasę… Jeszcze gwiazdą zostaniesz – śmieją się jego koledzy.

Vectador za 200 euro
Demontując ołtarz z obrazem Matki Bożej Alwernijskiej, pan Józef wyczuł otwór w tak zwanej nadstawce (podłużny element wieńczący ramę obrazu). Skrytka była wypchana papierem. Jeden kawałek, drugi i nagle… coś twardego pod palcami. Pistolet w skórzanej kaburze miał w magazynku tylko jeden nabój. Taki vectador – prawdopodobnie z okresu I wojny światowej, na aukcjach internetowych można kupić za ok. 200 euro. Policjanci zabrali broń do laboratorium.
- Panowie, jak sprawdzicie, to oddajcie – prosi funkcjonariuszy ojciec Bartłomiej Mazurkiewicz, gwardian alwerniańskich zakonników.
- Jak już wszystko się wyjaśni, to chętnie kupię od ojca ten pistolet. Oczywiście pieniądze pójdą na kościół – zastrzega Józef Pytel. - Konserwując przez dwadzieścia pięć lat zabytki, do tej pory niczego jeszcze nie znalazłem… O! Przepraszam. W kościele Karmelitów na Piasku w Krakowie trafiły się drobne monety z czasów austriackich – dopowiada.

Kto ukrył broń?
Obecny gwardian klasztoru w Alwerni – Bartłomiej Mazurkiewicz, przypomina sobie pewnego braciszka, którego na przełomie lat 60. i 70. XX wieku poznał w Dukli, w tamtejszym klasztorze Bernardynów. Braciszek ów to – Bartłomiej Mazurek. Człowiek w habicie, mający przysłowiowego bzika na punkcie broni. Przez całą okupację niemiecką był uzbrojony. Poza tym walczył gdzieś na wschodzie.
- Przesympatyczny facet! Zmarł w Dukli w 1991 roku w wieku osiemdziesięciu trzech lat. Z tego sześćdziesiąt trzy lata służył w zakonie – Bartłomiej Mazurkiewicz przegląda księgę nieżyjących już zakonników, którzy przewinęli się przez alwerniańskie claustrum. – Z tym Mazurkiem wiąże się pewna ciekawostka, która akurat mnie dotyczy. Na jego nagrobku w Dukli, gdzie spoczął, jest wyryte właśnie moje imię i nazwisko. Po prostu ktoś się pomylił i tak już zostało. Koledzy z zakonu śmieją się, że jak umrę, to przynajmniej nagrobek mam już gotowy – opowiada.

Bohater w habicie
Bartłomiej Mazurek, kiedy nadchodziło wyzwolenie, przebywał w Kalwarii Zebrzydowskiej. Rosjanie już byli pod klasztorem, a Niemcy wciąż na podwórcu. Jeszcze chwila i zacznie się wymiana ognia. Brat Mazurek wiedział, czym to grozi. Zabytkowy kościół karabiny raz dwa posiekają jak kapustę pekińską. Nie namyślając się długo, pobiegł w kierunku pobliskiego kamieniołomu. Zdetonował ładunek wybuchowy. Oszukani czerwonoarmiści właśnie tam skierowali lufy automatów, myśląc, że to wojska Wehrmachtu. Tym sposobem Mazurek ocalił klasztor w Kalwarii Zebrzydowskiej.

To mógł być on
Wspomniany brat Bartłomiej Mazurek trafił do klasztoru w Alwerni w 1949 r. Mieszkał tam kilkanaście lat. „Żaden przełożony nie chciał przyjąć br. Bartłomieja Mazurka. Miał wiele przywar i nielegalnie trzymał broń, a za jej posiadanie można było dostać piętnaście lat więzienia” – pisze w swojej książce „Ofiara wojen XX wieku księdzem w PRL-u” ojciec Leoncjusz Cyronik, gwardian alwerniańskiego klasztoru w latach 1949-1960 (obecnie przebywa w klasztorze w Piotrkowie Trybunalskim). Ojciec Leoncjusz swoją ówczesną, skądinąd śmiałą decyzję, tłumaczy tym, że brat Mazurek był niezmordowany przy pracach gospodarskich. Na początek dostał klucze od spichlerza, spiżarni i pustej kasy. „Ryczał przy tym jak bóbr: „To mnie wszyscy uważali za złodzieja, a ty mi dajesz klucze do wszystkiego” – ojciec Cyronik wspomina po latach spotkanie z bratem Mazurkiem. W późniejszym czasie Mazurek pełnił funkcję zakrystiana i ogrodnika. W dzień i w nocy posiadał nieograniczony dostęp do kościoła.

Jedno oko miał szklane
Kazimierz Krański z Okleśnej dobrze pamięta brata Mazurka, bo sam, jako czterolatek, służył wtedy do mszy.
- Mazurek to był trochę taki zawadiaka. A klął czasami jak szewc! Jedno oko miał swoje, a drugie – szklane. To znaczy sztuczne, bo prawdziwe stracił, gdy jednego razu bawił się niewybuchami – mówi. – Nie kto inny, tylko ojciec Leoncjusz wyprowadził go na ludzi. Ten Mazurek to czasami całymi dniami gonił tylko z jakąś bronią i strzelał... Ale był też bardzo pracowity. Miał taki motorek, powojenną pyrkawkę. Jeździł na niej po zakupy. Ludzie z daleka wołali: „Uwaga! Bartek leci!”. Bo nikt na niego nie wołał inaczej, tylko właśnie Bartek. Wszystkiego nie da się napisać w gazecie, ale ja bym się wcale nie zdziwił, gdyby to właśnie Mazurek ukrył nad ołtarzem pistolet – dodaje.
- No, krąży wśród ludzi taka plotka, że broni może być w klasztorze znacznie więcej. Niektórzy mówią, że została zakopana w przyklasztornym ogrodzie. Ale kto będzie specjalnie ogród przekopywał...? – puka się w czoło ojciec Bartłomiej Mazurkiewicz.

Uzbroił klasztor
Wróćmy na chwilę do wspomnień ojca Leoncjusza Cyronika. Bernardyn pisze: „Przez kilkanaście lat wspólnej gospodarki nie żałowałem tej decyzji (przyjęcia brata Mazurka – dop. aut.), w wielu poczynaniach był niezastąpiony, choć mieliśmy wpadki z bronią. Leżał kilka miesięcy w szpitalach i pół roku siedział za broń. Proces jednak wygrałem i został uniewinniony. Nie będę tych wydarzeń opisywał, bo przechodzą ludzkie wyobrażenia”.
Czy to oznacza, że brat Mazurek mógł potajemnie w nocy uzbrajać alwerniański klasztor? Jeśli tak, to konserwatorzy, aktualnie restaurujący kościelne ołtarze, mogą natrafić na niejedną jeszcze militarną niespodziankę.
Wśród bernardyńskich zakonników do dzisiaj krąży ponoć anegdota, związana z bratem Mazurkiem. Otóż, w tym klasztorze, w którym on się pojawił, znajdywano potem pistolety. W Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie przebywał, natrafiono na mausera.
Łukasz Dulowski
Na zdjęciu: Znaleziony pistolet automatyczny o kalibrze 7,65 mm był w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy produkowany głównie w Hiszpanii w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku. Sporadycznie taką broń używano w niektórych jednostkach Wojska Polskiego

Przełom nr 30/744 26.07.2006