Nie masz konta? Zarejestruj się

Ich szczęście

Do Sporków przyszedł ksiądz po kolędzie. Pan Ryszard spytał go: „Co to znaczy szczęście?”. Ksiądz na to: „Mieć duży dom, wygrać w totolotka, jeździć drogim samochodem”. Rysiek odpowiedział: „Gówno prawda! My od trzynastu lat klepiemy biedę, a jesteśmy szczęśliwi. Szczęście to znaczy cieszyć się z tego, co się ma”.Ksiądz pobłogosławił dom.

Rysiek
Pochodzi z Gaja. Z zawodu górnik, ze zrobionym kursem kombajnisty. Pracował na kopalni, w rafinerii, w gumowni. Nigdy się nie przelewało, ale wychowywany był w ten sposób, żeby nie tknąć cudzego. Z życiem prywatnym były problemy. Po odejściu od rodziny w 1986 roku przez trzy lata mieszkał u ojca. Wreszcie wyjechał do Szczecina. Tam zaczął pracować w cukrowni. Potem na budowach.

Małgosia
Do Szczecina przyjechała za pierwszym mężem z Kielc. Gdy tylko zaczęli razem chodzić, to był chłop na schwał. Kiedy Małgosia, z zawodu fryzjerka, pierwszy raz była u teściów, nie tknął się nawet Sangrii. Ale gdy w dzień weselny siedział za stołem i wychylał kieliszek za kieliszkiem, nie mogła go poznać. Powiedziała tylko: „Uważaj, bo zaraz wpadniesz pod stół”. Wtedy on grzecznie poprosił małżonkę do przedpokoju i trzy razy uderzył pięścią w twarz.
Po ślubie ta sytuacja stała się rutyną.
Picie, bicie, do tego lewe interesy. Nic nie zmieniły narodziny Tomka. Kiedy ten miał trzy lata, miarka się przebrała. Zamroczony mąż wyjadł z garnka kaszkę gotowaną specjalnie dla dziecka. Małgosia nawet nie wiedziała, co się stało. Potem sąsiedzi opowiedzieli jej, że wyniosła męża z domu, skopała i zostawiła na zewnątrz. Taki był nieoficjalny rozwód.

Razem
Pierwszy raz porozmawiali dłużej następnego dnia. Małgosia w okularach przeciwsłonecznych wyglądała przez okno. Trzynaście lat starszy Rysiek przechodził chodnikiem. Znała go z pracy męża. Poszli na spacer. Wreszcie mogła się porządnie wyżalić, wypłakać. To było w 1990. Znajomość powoli się rozwijała. Dwa lata później wrócili do Trzebini. Obydwoje bezrobotni, bez prawa do zasiłku. Ale byli już wtedy razem.
Najpierw zamieszkiwali u ojca Ryszarda. Życie toczyło się od jednej do drugiej utraconej pracy. Małgosia najdłużej była zatrudniona w Zepterze - rok. Rysiek w piekarni – półtora roku. Od 1997 roku dostali lokal socjalny, gdzie żyją do dziś.
Sytuacja stała się dramatyczna, gdy liczba domowników wzrosła do pięciu. Do Michała i Angeliki dołączył mały Sylwek. Wszyscy z lipca.
Rysiek pożyczył wózek od ojca i zajął się zbieraniem złomu.

Praca
- Najgorzej to jest siedzieć przy fontannie w Rynku i zaczepiać: „Nie masz złotówki? Daj dwa złote albo papierosa.” Ja nigdy w życiu bym tak nie zrobił. A oni nawet do mnie kiedyś podchodzili. Jak nie huknę: „Gdzie ja cię mam k… do dowodu wpisanego?” Zaraz się uspokoili. Teraz to nawet niejeden pomoże mi popchać wózek – opowiada Ryszard.
- Praca jest, tylko trzeba jej umieć szukać. Nigdy nie poszłabym klęczeć z kartką, tak jak te matki z dziećmi w sobotę przy targowisku. Jest tylu znajomych, którzy mają swoich znajomych, którzy potrzebują pomocy. Przykładowo, przychodzi do mnie sąsiadka i mówi, że jej ciotka ma do umycia okna. Już jakiś grosz wpadnie - uzupełnia Małgorzata.
- Ze swoim wózkiem nigdy nie wchodzę na zakłady, bo złom stamtąd to kradzież. Mam swoją trasę. Bereska – Salwator – Wodna – Trzebionka – Piaski – Młoszowa. Zatrzymuję się przy kontenerach na śmieci i, po prostu, w uliczkach. Nieraz ludzie mają dla mnie coś przyszykowanego: czy makulaturę, czy ubrania dla dzieci. Znają mnie. Kiedy miałem problemy z wózkiem, to pan Heniek pożyczył mi swojego na trzy lata. Czasem nie wiem jak im wszystkim dziękować – mówi Ryszard.

Dobrzy ludzie
- Wszystko można załatwić, żeby się tylko chciało. Odcięli nam gaz - kupiliśmy butlę gazową. Teraz nawet mniej tego gazu schodzi. Chcieli nam odciąć prąd - poszłam do kierownika Elektrowni. Wyciągnął do nas rękę i porozmawiał jak człowiek z człowiekiem. Tu, w Trzebini, są naprawdę bardzo dobrzy ludzie – podkreśla Małgorzata.
Dowody tego widać w mieszkaniu Sporków na każdym kroku. Meblościanka i kanapa z darów. Telewizor od pani dyrektor szkoły. Video z Młoszowej. Domek dla lalek i samochodziki z Sierszy. Radio kupili dla dzieci na Mikołaja. Już za swoje.
Małgosia z największym sentymentem wspomina jednak ostatnie święta Bożego Narodzenia, na które dla całej rodziny było przeznaczone kilkadziesiąt złotych. Z pomocą przyszedł im mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie znali. Pewnego dnia po prostu stanął w drzwiach i zaproponował Małgosi darmowe zakupy w „Biedronce”:
- Weszliśmy tam z koszykiem i ja z początku pakowałam do niego te najbardziej potrzebne rzeczy, w minimalnym ilościach. Wtedy on na mnie popatrzył i mówi: „Pani Małgosiu, co też pani robi? Przecież dzieci to zaraz opróżnią. Jak portfel nie wytrzyma, to bankomat wytrzyma.” I zaczął pakować na wózek – nie jeden litr oleju, a pięć. Nie jedną wodę mineralną, a zgrzewkę. Nie najtańsze firmy, tylko lepsze. Kiedy mu dziękowaliśmy, nawet nie chciał słyszeć, taki był zażenowany.

Próba
Przy dobrym dniu pan Ryszard wyciąga 100 kilo żelaza za 10-12 godzin pracy. Żelazo stoi teraz po 40-50 groszy. Poza tym coraz trudniej go zdobyć, bo od kilku lat konkurencja na rynku złomiarzy zagęszcza się.
Pieniądze, które przyniesie wieczorem, wystarczą na utrzymanie całej rodziny do jutra. Następnego dnia rano walka o przeżycie zaczyna się od nowa. Rodzinę zasiłkami, darami i toną węgla wspiera pomoc społeczna. Warzywami z działki obdarowują ich ludzie latem. Najgorsza jest zima. Przez cały rok trzeba gromadzić na nią drewno i pieniądze.
W zimie trudniej znaleźć złom i trudniej poruszać się wózkiem. Zdarza się, że pan Ryszard wraca z 15 złotymi. Czasem z pustymi rękoma.
Niecały rok temu pojawiła się dla niego oferta pracy. Wytwórnia sprzętu AGD, niezłe zarobki, 11-godzinny dzień pracy. Tylko że w Czechach. Ale warto zainwestować, żeby akurat zarobić na zimę. Rodzina oddała na wyprawę Ryszarda wszystkie pieniądze.
- To był koniec sierpnia. Pamiętam, że jednego dnia skończył mi się gaz, drewno do pieca, a dzieci zaczęły się upominać o nowe podręczniki do szkoły. Co robić? Opadły mi ręce – opowiada Małgosia. – Na dodatek okazało się, że Ryśkowi płacą o wiele mniej niż obiecywali, za to robi dłużej, i zamiast sprzętu AGD wytwarza dywaniki. Nie ma możliwości przerwania kontraktu. Jak zdobyć pieniądze? Po jakimś czasie chwyciłam za wózek i poszłam na złom. Na szczęście ludzie, jak zobaczyli pracującą kobietę, litowali się i zaczęli pomagać. Ciągnęli wózek, jeszcze mi do niego dokładali. Zdarzały się dni, że do godziny 15 uzbierałam 150 kilo złomu. Wracałam do domu i dopiero wtedy zaczynałam odrabiać wszelkie matczyne obowiązki. Dobrze, że dzieci mi pomagały, bo nie wiem, jak bym to przeżyła – wspomina Małgosia.
Gdy po półtora miesiąca Ryszardowi udało się przerwać pracę, wrócił z taką samą sumą pieniędzy, jaką wywiózł z kraju. Ale był już wtedy z Małgosią. W październiku, po trzynastu latach znajomości, wstąpili w związek małżeński.

Mikołaj
Rozmawiamy na kilka godzin przed narodzinami kolejnego dziecka Sporków. Małgosia co chwilę musi wstawać, bo odczuwa już silne skurcze. Ryszard przynosi mi zdjęcie USG, na którym widać jak maluch wyciąga dłoń w geście powitania.
- Nawet lekarz, jak to zobaczył, był zdziwiony. On mówi tutaj: „pozdrawiam tatę i życzę powodzenia” – wyjaśnia z dumą Rysiek.
- Można się załamać w takich chwilach? Chyba nie – dopowiada Małgosia. - Zresztą, że mamy tak dużo dzieci, to sama przyjemność. Ja zawsze tak chciałam. Teraz dzieci są małe, ale potem dorosną i znów będą miały swoje dzieci. Wszyscy będą nas odwiedzać. Nie będzie czasu się zestarzeć.
- Ja teraz mam trochę więcej jak 8 lat do emerytury, ale i tak gdy Mikołaj się urodzi, popracuję jeszcze ze 20 lat, bo chłopaka trzeba odchować – wraca do rzeczywistości Ryszard. - Ale zresztą… Ja się czuję przecież na trzydziestolatka.
Tomasz Jurkiewicz
Przełom nr 30/744 26.07.2006