Nie masz konta? Zarejestruj się
Cabani trzymali konie, więc ojciec nie narzekał na brak klientów. Robił uprzęże, uzdy, pasy, naszyjniki – takie na co dzień i od święta – mówi Mirosława Palka z Chrzanowa

Cabańska gawęda

Po upadku powstania listopadowego zgłosił się do krakowskich dominikanów człowiek z malcem na rękach. Miał dużo pieniędzy, prosił zakonników o zaopiekowanie się chłopczykiem...
- Tłumaczył, że musi na jakiś czas wyjechać do Francji. Nigdy jednak nie wrócił po swoje dziecko. Tym dzieckiem był mój prapradziadek – Leopold Potocki, którego wychowali dominikanie – opowiada Mirosława Palka z Chrzanowa. Nastoletni Poldek musiał sobie jakoś radzić. Czasem sunął wolnym krokiem po krakowskich ulicach, razem z innymi żakami prosząc przechodniów o jakiś grosz. Stołował się w restauracji prowadzonej przez rodzinę Cabańskich. Wpadła mu w oko Ania, córka właściciela, z którą później miał trzech synów. - Do dzisiaj nie wiem, jak to się stało, że Anna Potocka z Cabańskich po śmierci męża przeprowadziła się do Chrzanowa – przyznaje pani Mirosława.

Mój ojciec – rymarz

Jeden z trzech synów Anny – Andrzej Potocki, wziął ślub z Magdaleną Klimkiewiczówną, córką chrzanowskiego garncarza.
- Z tego związku pochodzi właśnie Piotr Potocki, mój tata – mówi Mirosława Palka.
Piotr Potocki, odkąd ożenił się w 1926 r. z Janiną Górnicką i zamieszkał w jej rodzinnym domu przy ul. Balińskiej w Chrzanowie, zajął się rymarstwem. Przed wojną, obok Stanisława Górnickiego (brata Janiny Górnickiej), Stefana Kity i niejakiego Piotrowskiego, był w swojej branży najlepszym rzemieślnikiem w mieście.
- Cabani trzymali konie, więc ojciec nie narzekał na brak klientów. Robił uprzęże, uzdy, pasy, naszyjniki – takie na co dzień i od święta. Pamiętam te wspaniałe chomąta, zakładane koniom zaprzężonym do bryczek, ozdobione kutasikami i złotymi liśćmi – opowiada. – Zajmował się też tapicerstwem. Obijał siedzenia powozów miękką, cienką skórą – dodaje.

Rzetelny człowiek
Rodzinny dom Górnickich przy ul. Balińskiej, gdzie do początku lat 70. mieścił się warsztat rymarski, pochodzi z 1788 r. Taką datę można znaleźć w jego wnętrzu. Był to typowy przykład cabańskiej zabudowy. Wchodziło się do sieni: po jednej stronie znajdowała się jedna, duża izba mieszkalna, po drugiej – stajnia.
- Na podwórzu nieraz stały powozy, których siedzenia ojciec obijał skórą. To był bardzo rzetelny człowiek i profesjonalista. Po pierwszej wojnie światowej uczył się fachu między innymi u rymarza Kosowskiego, który miał zakład przy al. Henryka w Chrzanowie; zaraz za sądem, gdzie obecnie mieści się fotograf – wspomina Mirosława Palka.

Mój teść – masarz
- Ja to może mniej, ale mój mąż to był jak najbardziej caban. Wszak pochodził z rodziny Palków – mówi.
Jej teść – Piotr Palka, należał do najbardziej znanych masarzy w przedwojennym Chrzanowie. Handlował na tzw. Małym Rynku, przy ówczesnej ul. Sienkiewicza (za dawnym budynkiem Caritasu), gdzie również mieszkał. Miał parterowy domek z dwoma pomieszczeniami, na przedłużeniu sieni znajdowała się izdebka dla czeladnika. Wejście do sklepu znajdowało się od strony ulicy. Po schodkach schodziło się do piwnicy. Stamtąd roznosił się zapach wędzonych wędlin.
- Furmani z Balina codziennie wozili węgiel do Krakowa. Jak już wracali, to zachodzili do sklepu mojego teścia. Tam właśnie mogli się napić dobrego rosołu, pochodzącego z parzenia szynek i salcesonów. Do tego zamawiali bułkę i kawałek kiełbasy – opowiada.

Bogatszy caban
Piotr Palka specjalizował się w robieniu kiełbas, z kolei jego krewny – Stanisław, prowadzący sklep przy obecnej ul. 29 Listopada, był specjalistą od szynek.
- Mój teść zmarł 24 stycznia 1945 roku, kiedy Rosjanie zajęli miasto. Zachorował na raka. Pamiętam żołnierzy, którzy pojawili się w domu. Zobaczyli nieboszczyka, więc wyszli. Potem dzieci własnymi rękami wykopały mu grób na chrzanowskim cmentarzu – wspomina Mirosława Palka z domu Potocka, urodzona w 1932 r. – Tamten Chrzanów, sprzed wojny i zaraz po wojnie, to była taka trochę większa wieś. Cabani tłoczyli się w małych domkach, przyciśniętych jeden do drugiego. Rzeczywiście, panowała bieda. Tylko nielicznym cabanom lepiej się powodziło. Taka pani Siarowa, choć sam Ludwik Siara nie pochodził z Chrzanowa, była najelegantszą damą w mieście. Jak któraś klientka nie mogła się zdecydować na kupienie jakiegoś ubrania u Żyda, to ten przekonywał: „Proszę wziąć, warto, bo sama pani Siarowa to nosi”.
Łukasz Dulowski