Przełom Online
EDUKACJA. Nauczyciel o autorytet musi walczyć
Zdarza się, że wracam do domu sfrustrowana. Ale wtedy mówię sobie: Kobieto, nie marudź, tylko działaj, myśl pozytywnie. Żeby nie zwariować, trzeba ten zawód po prostu kochać i naprawdę lubić dzieci – w Dniu Edukacji Narodowej z Anną Jurą, nauczycielką w Zespole Placówek Oświatowych w Woli Filipowskiej rozmawia Ewa Solak.
Ewa Solak: Uczniowie potrafią dać w kość...
Anna Jura: No, ba! Ale pracując 30 lat w zawodzie, można się przyzwyczaić do różnych rzeczy.
Po tych 30 latach dostrzega pani zmiany w sposobie bycia młodych ludzi, w ich postrzeganiu świata?
- Kosmiczne! Dla mnie, jako polonistki, jednymi z ważniejszych są zmiany językowe. W kulturze obrazkowej słownictwo mocno zubożało. Owszem, uczniowie chcą ładnie mówić, wiedzą, że bogactwo słów jest im potrzebne, ale czas na jego poznawanie zabierają im inne rzeczy. Ktoś mądry powiedział, że dziecko, które czyta, będzie dorosłym, który myśli. Nie wszyscy jednak to potrafią zrozumieć.
A w zachowaniu? Coś w nim się zmieniło?
- Wzrosła nadpobudliwość. To natomiast wiąże się z agresją zarówno fizyczną, jak i słowną.
Myśli pani, że nauczyciel ma jeszcze dziś jakiś autorytet?
- Może mieć, ale musi o niego walczyć i jest to walka coraz trudniejsza. Porównuję się czasem do szyby. Młodzi przez nią patrzą, ale jej nie dostrzegają. Żeby zwrócić ich uwagę, muszę nieraz stanowczo dać do zrozumienia, że jestem. To wszystko wymaga emocjonalnego zaangażowania. Zdarza się, że wracam do domu sfrustrowana. Ale wtedy mówię sobie: Kobieto, nie marudź, tylko działaj, myśl pozytywnie. Żeby nie zwariować, trzeba ten zawód po prostu kochać i naprawdę lubić dzieci.
Nauczyciele często narzekają albo na zarobki, albo na dużą odpowiedzialność, jaka na nich spoczywa...
- Ja nie narzekam.
Nie?
- Nie. I to chyba jest właśnie pasja, bo praca naprawdę daje mi dużo satysfakcji. Natomiast, gdy przychodzą do mnie uczniowie, mówiący, że chcą iść w moje ślady, to mówię im tylko, żeby się naprawdę poważnie zastanowili.
Zwłaszcza, że pracy dla nauczycieli brakuje.
- No właśnie. W naszej szkole ostatni raz nauczyciel został przyjęty prawie 10 lat temu. Nie ma dzieci, nie ma dla nas pracy. Taki rynek.
Gdyby miała pani wybierać w życiu jeszcze raz, wybrałaby pani ten zawód?
- Tak! W drodze wyjątku może mogłabym ewentualnie być na przykład reżyserem, bo organizacja przedstawień teatralnych to moja druga pasja.
Komentarze
2 komentarzy
Z tym jednak zastrzeżeniem, że gdyby swoją wypowiedź zakończyła stwierdzeniem; "mam tego dość i idę na emeryturę", to natychmiast pojawiłyby się zjadliwe komentarze o nauczycielach, którym to się "w tylnej części ciała przewraca", gdyż nie dość, że mają 18-godzinny tydzień pracy, pół roku wakacji, urlopy dla podratowania zdrowia, to jeszcze w wieku pięćdziesięciukilku (?) lat odchodzą na sute emerytury, podczas gdy biedny naród musi tyrać (na nich oczywiście) do lat 67. Jakże pięknie udało się skłócić społeczeństwo, poszczuć jedne grupy zawodowe na inne.
Zamiast ulegać frustracji, która nikomu nie służy może czas aby Pani poszła na emeryturę i pozwoliła dojść do głosu młodym ludziom. Z pewnością w szkole w której Pani pracuje od 10 lat nie przyjęto żadnego młodego nauczyciela ale tylko dla tego, że każdy z nauczycieli już pracujących ma godziny ponadwymiarowe a zainteresowana Pani w ubiegłym roku szkolnym miała łącznie około 28 godzin tygodniowo i wraz z drugą Panią polonistką z podobną ilością godzin blokowały etat polonisty. Trudno w takiej sytuacji narzekać na zarobki. Przecież młody człowiek się nie poskarży, bo i komu?