Przełom Online
WYGIEŁZÓW. Około tysiąca osób na turnieju rycerskim
Kiedy leje deszcz, organizatorzy plenerowych imprez rwą włosy z głowy. Tym razem, mimo pogody w kratkę, w ciągu dwóch dni zamek Lipowiec odwiedziło blisko tysiąc osób. Turniej rycerski z atrakcjami dla turystów przyciągnął rzesze chętnych do spędzenia weekendu poza domem.
- Jestem już trzeci raz na zamku, po raz pierwszy z dziećmi. Podoba nam się przede wszystkim to, że najmłodsi mają tu co robić. Zabawy, konkursy i możliwość zobaczenia rycerzy w zbrojach jest tym, co cieszy je najbardziej – stwierdziła Marzena Młynarczyk z Krakowa, która przyjechała z Magdaleną i Alanem.
Walki plastikowymi mieczami obleczonymi w gąbkę, rzuty włócznią do celu czy strzelanie z łuku zainteresowały nawet dziewczynki. Z godziny na godzinę na dziedzińcu przybywało poprzebieranych w hełmy i rycerskie szaty maluchów. Można je było kupić na miejscu. Chętni do zwiedzania zamku mogli skorzystać z warsztatów czerpania papieru lub kowalstwa.
- Powodzenie takiej imprezy jest uzależnione w głównej mierze od pogody. Jeśli jej nie ma, nie ma też uczestników. Cieszymy się, że mimo deszczu turyści nie zawiedli – mówi Marcin Koziołek z Muzeum Nadwiślańskiego Parku Etnograficznego i Zamku Lipowiec.
(e)
Komentarze
3 komentarzy
No cóż, zawsze niestety tak bywa w Wygiełzowie, sezonowość daje się we znaki, troszkę wyobrażni i można zatrudnić parę osób więcej na takie dni, to sprawa właściciela, może kuchnia nie jest przewidziana na taki obrót? itd.....
Powtórzę, to co wcześniej napisałam: Tak trochę od innej strony. Wracając z wycieczki postanowiliśmy z mężem zahaczyć o "Karczmę". Wiedzieliśmy, że dziś jest turniej, że jest dużo ludzi. Zaskoczyło nas coś innego. Mianowicie zupełny brak organizacji w tej restauracji. Po 55 minutach oczekiwania na obiad - po prostu poddaliśmy się. A szkoda - bo jedzenie zawsze mi tam smakuje. Kuchnia nie wyrabiała z zamówieniami /ponoć są tylko 2 kucharki/, kelnerki myliły zamówienia, donosiły zamówienia niekompletne. Ogólnie - panował chaos. Brakło mocy przerobowych. Owszem - kelner przeprosił za taki stan rzeczy. Ale przecież on za to nie odpowiada. Jest chyba właściciel, który zapewne policzy straty po dniu dzisiejszym. Czemu straty? Ano dlatego, że wiele klientów zrobiło dokładnie to samo co my. Nie doczekało się potraw, które jakby nie patrzeć - były już przygotowywane /pieczone, gotowane/. Strata więc podwójna. Jedynie o co mogę mieć żal do obsługi - to to, że nie poinformowali na początku, iż na jedzonko trzeba czekać ponad godzinę.
Wszystko niby ok. Ale w części pomieszczeń zamkowych wczoraj dało się zauważyć ślady po jakiejś nocnej libacji, a i zdarzyło się że zwycięzca jednego z konkursów nie dostał nagrody, bo ukradli...