Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Druh Franek zakończył służbę

13.10.2010 14:02 | 0 komentarzy | 7 549 odsłon | red
Był legendą trzebińskiego harcerstwa. Miał wielkie serce ukryte pod maską surowości. W piątek pożegnaliśmy druha Franciszka Mazura. Miał 81 lat.
0
Druh Franek zakończył służbę
Franciszek Mazur na obozie harcerskim w Koczku koło Spychowa. Lipiec 1963 roku.Fot. Z archiwum Andrzeja Kostki
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Franciszek Mazur (1929-2010)
Był legendą trzebińskiego harcerstwa. Miał wielkie serce ukryte pod maską surowości. W piątek pożegnaliśmy druha Franciszka Mazura. Miał 81 lat.
Pochodził z Grojca koło Alwerni. Już jako ośmiolatek przystąpił do harcerstwa, a konkretnie do III Gromady im. Zawiszy Czarnego. Przyrzeczenie harcerskie złożył rok po wojnie.

Sztandary schował w grobowcu
Przez ponad sześćdziesiąt lat służby w ZHP pełnił wiele funkcji. Od zastępowego, drużynowego, po instruktora referatu młodszoharcerskiego w Komendzie Chorągwi ZHP w Krakowie i komendanta Hufca Trzebinia, w którym później był przewodniczącym Komisji Historycznej.
Jego przyjaciele i znajomi podkreślają, że był odważny. Na dowód przytaczają choćby zdarzenie z 1950 roku. Wtedy ukrył, ratując przed zniszczeniem, sztandary hufca. Pomogli mu w tym Eugeniusz Brożek, Grzegorz Mulka i Czesław Gwizdała.
- Najpierw sztandary przechowywał w piwnicy naszego domu. Bał się jednak, by ich nie znaleziono. Dlatego w skrzyni wywiózł je i ukrył w jednym z grobowców na trzebińskim cmentarzu. Stamtąd trafiły do salwatorianów. Przechowywano je tam między ramami obrazu, a potem między ornatami - opowiada Irena Zając. Franciszek Mazur był częstym gościem w ich domu, bo przyjaźnił się z jej bratem Eugeniuszem Brożkiem.
Nic dziwnego, że szybko stał się legendą trzebińskiego harcerstwa. Prowadził wiele obozów letnich i zimowych. Był na nich zazwyczaj komendantem lub kwatermistrzem.
- Dbał o ceremoniał harcerski i pedantycznie pilnował, by harcerze byli schludni. Jednak przy ogniskach nie był już taki zasadniczy. Potrafił żartować, czy układać kuplety na temat obozowiczów - mówi harcerka-seniorka hm Alina Damasiewicz, znajoma Franciszka Mazura od września 1945 roku.
Do dziś zachowało się wiele związanych z tym anegdot.
- Gdy szliśmy na Turbacz, wziął mój ciężki plecak i cały czas niósł go na własnych plecach. Taki był koleżeński - wspomina Alina Damasiewicz.
- Powstało takie powiedzenie, że kto nie był z druhem Frankiem na obozie, ten nie jest prawdziwym instruktorem. Te obozy to była dla harcerzy wielka przygoda. Choć przy Franku nieraz i wielka niewiadoma. Pamiętam, jak na jednym z obozów rozchorowała się kucharka. Wiedział, że jestem po szkole gastronomicznej i powiedział, żebym gotowała. A to była jeszcze taka polowa kuchnia z piecem, w którym trzeba było palić. Nosiliśmy wodę, ale nam się wylewała po drodze. No to wpadliśmy na pomysł, żeby do robienia herbaty użyć wody z jeziora. Przed druhem Frankiem jednak nic się nie ukryło. Wezwał nas i kazał skosztować tej herbaty - opowiada komendant trzebińskiego hufca Irena Piątek.

Sprawdzał piec w białych rękawiczkach
Był bardzo wymagający w stosunku do siebie i podwładnych.
- Jak wspominała zastępowa Katarzyna Puc, służbę w kuchni odebrał od niej dopiero za czwartym razem, sprawdzając w białych rękawiczkach, czy drzwiczki od pieca kuchennego nie są brudne. Jego wymagania przyjmowano jednak na wesoło. Miał wielkie serce, ukryte pod maską surowości. Gdyby jakiemuś dziecku stała się krzywda, pierwszy by się rozpłakał - przekonuje Kazimierz Puc.
Przypomina sobie, że Franciszek Mazur potrafił wspaniale zaprojektować i urządzić pionierkę, i wystrój obozu. Prowadził piękne zajęcia obrzędowe. Na obozach organizował także zawody strzeleckie z karabinków sportowych.
To jego zaangażowanie doceniali tez młodzi instruktorzy, których odwiedzał na obozach.
- Pięć lat temu przyjechał do nas na kilka dni na obóz w Wiciach. Z samego rana był zdziwiony, że wszyscy jeszcze śpią. I o szóstej zrobił pobudkę kadrze instruktorskiej. Widać było jednak, że jest nam bardzo życzliwy i trzyma za nas kciuki - mówi instruktor Anna Więcław-Pilarczyk.
Druh Franciszek był chodzącą encyklopedią trzebińskiego harcerstwa. Nie tylko wiele przeżył, ale miał też fenomenalną pamięć.
- Przede wszystkim jednak był wierny harcerskim zasadom - podkreśla Irena Zając.

Żeglarz i złota rączka
Wielką pasją Franciszka Mazura było też żeglarstwo.
- Jako założyciel pierwszej drużyny żeglarskiej w Trzebini zbudował flotyllę łodzi w ośrodku nad Balatonem. W Trzebini rozpropagował szanty. Był też kierownikiem Harcerskiego Ośrodka Żeglarskiego w Wiśle Wielkiej - wspomina mieszkający w Tychach Kazimierz Puc.
Nic dziwnego, że jego osiągnięcia były doceniane. Spośród licznych odznaczeń i wyróżnień można wyliczyć Krzyż Za Zasługi ZHP (1973 r.), Złotą Odznakę Zasłużonemu w Rozwoju Województwa Katowickiego (1980 r.), Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1989 r.) i tytuł Zasłużonego Działacza Żeglarstwa Polskiego (1990 r.). Od „Przełomu” jako lokalna osobowość dostał Kaczora.
Pracował wiele lat w „komunalce”. W pracy zawodowej i na gruncie prywatnym uważano go za złotą rączkę. Między innymi dużym nakładem pracy wyremontował Dom Harcerza w Trzebini. Szlifował podłogi, naprawiał tynki i instalacje, malował. Miał wsparcie żony Stanisławy. Wychowali wspólnie troje dzieci. Od najmłodszych lat jeździł z nimi na harcerskie obozy, traktując jednak na równi z innymi uczestnikami. Po chorobie zmarł w wieku 81 lat.
O tym, jak wiele znaczył dla lokalnego środowiska, świadczy duża liczba uczestników piątkowego pogrzebu. Druha Franka zabraknie na zaplanowanych na 16 października trzebińskich uroczystościach z okazji 100-lecia harcerstwa. Pozostanie jednak pamięć o Nim. I ludzie, którym zaszczepił harcerskie ideały.
Marek Oratowski

Przełom nr 40 (959) 6.10.2010