Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Krzeszowice - nasza rodowa kolebka

24.02.2010 14:37 | 0 komentarzy | 18 034 odsłon | red
Nie jest to już miejsce, o którym opowiadał mi dziadek Andrzej, choć całym sercem czuję się z nim związany. Pałac powinien teraz służyć ludziom - podkreśla hrabia Jan Potocki.
0
Krzeszowice - nasza rodowa kolebka
Jan Potocki
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Nie jest to już miejsce, o którym opowiadał mi dziadek Andrzej, choć całym sercem czuję się z nim związany. Pałac powinien teraz służyć ludziom - podkreśla hrabia Jan Potocki.

Ewa Solak: Pańska rodzina może odzyskać utracony w 1945 roku majątek, obejmujący niemal całe centrum Krzeszowic. Decyzja ministra rolnictwa w tej sprawie zapadła z końcem listopada, ale do tej pory nie zwróciliście się do nikogo o wydanie zajmowanych obiektów. Dlaczego?
Jan Potocki:
- Mogliśmy to zrobić od razu, ale budynki, należące do dawnego majątku, pełnią dziś funkcje publiczne. Wystąpienie o natychmiastowe ich wydanie mogłoby bardzo źle wpłynąć na pracę Ośrodka Rehabilitacji Narządu Ruchu czy liceum. Zachwiałoby też dotychczasowym funkcjonowaniem lokalnej społeczności. A tego zamierzamy uniknąć. Chcemy przeprowadzić ten proces z jak najmniejszym uszczerbkiem dla wszystkich stron. To wymaga czasu, rozmów i przemyślanych decyzji.

Poszczególne samorządy, dotychczas użytkujące obiekty, wchodzące w skład majątku, zaskarżyły jednak decyzję ministra do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
- To spowoduje, że sprawa przeciągnie się w czasie. Liczymy jednak, że nie będzie to trwało tak długo, jak ostatnio. Staraliśmy się o jego odzyskanie prawie osiem lat.

Pałac Vauxhall, stary i nowy pałac, budynek liceum czy balneologia. Większość tych obiektów służy dziś mieszkańcom.
- Absolutnie nie zamierzamy zmieniać ich funkcji. Wprost przeciwnie. Wszystkie będą nadal im służyć.

Kto zatem powinien spakować manatki?
- Obecnie nie widzę powodów, dla których coś takiego miałoby nastąpić. Nie wyobrażam sobie, aby liceum miało się gdzieś przenieść, podobnie jak ośrodek kultury czy inne instytucje. Również park będzie nadal pełnił swoje dotychczasowe funkcje publiczne.

Nie zamierza pan chyba działać jako instytucja charytatywna? Istnieje jeszcze podatek od nieruchomości, ponoszony przez właściciela oraz czynsz, jaki powinien wnosić użytkownik.
- Uważam, że wszystkie kwestie dotyczące majątku i jego części składowych jesteśmy w stanie rozstrzygnąć przy stole, w negocjacjach. Wielokrotnie to mówiłem - moją intencją jest, aby dotychczasowi użytkownicy pozostali w miejscu dotąd zajmowanym. Oczywiście, do rozstrzygnięcia pozostaje zarówno forma, jak i wysokość czynszu, który moglibyśmy przeznaczyć na ich remonty. Zdaję sobie jednak sprawę z realiów i wiem, że zawrotne podnoszenie czynszów to nie jest właściwa droga.

Większość samorządów już poniosło koszty remontów. I to niemałe. Wyremontowano elewację liceum, siedziby burmistrza i wielu innych. Wydano na to pieniądze publiczne.
- Zgadza się. Ale zrobiono to w czasie, gdy postępowanie jeszcze trwało, więc z pełną świadomością konsekwencji. Wszyscy zdawali sobie sprawę z faktu, że majątek może kiedyś do nas wrócić. Zapewne przedyskutujemy jeszcze sprawy dotyczące poniesionych już nakładów i znajdziemy satysfakcjonujące wszystkich rozwiązanie.

Największą bolączką Krzeszowic jest popadający w ruinę Pałac Potockich i zamek w Rudnie. Obydwa obiekty to zabytki...
- Nie tylko one. Cały kompleks można rozpatrywać w tych kategoriach. Dla mnie mają one także znaczenie sentymentalne. Dlatego może uzna mnie pani za „niepoprawnego wizjonera”, ale ja widzę te budynki w dawnej świetności i blasku. Wierzę, że uda się je ocalić przed totalnym zniszczeniem. Mam nadzieję, a nawet jestem pewien, że kiedyś moje dzieci zobaczą je w takim stanie, w jakim opuszczali je moi dziadkowie.

To chyba byłby cud. Czy dziś Potockich na to stać?
- Rodzina Potockich jest w stanie zmobilizować się finansowo. Krzeszowice to przecież nasza historia i kolebka. Zrobimy wszystko, aby ją ratować. Poza tym są jeszcze dotacje unijne i inwestorzy prywatni. A działać trzeba jak najszybciej.

Podobno spadkobiercy Potockich są skonfliktowani i mają problem z porozumieniem się w sprawie majątku?
- W sprawę jego odzyskania zaangażowana jest cała rodzina Potockich. Nie powinno to dziwić, bo w grę wchodzi nasza rodowa kolebka. Każdy jednak ma prawo do własnego zdania. I ja to prawo szanuję. Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie mi rodzina powierzyła obowiązek jej reprezentowania i dbania o jej interesy w kwestii odzyskiwanego majątku. Nie jest to zadanie łatwe, ale lubię wyzwania.

Zamieszkałby pan w pałacu?
- Nie. Przemianom wolę się przyglądać z pewnej perspektywy. To daje lepszy obraz potrzeb i wyzwań. To już nie jest to miejsce, o którym opowiadał mi dziadek Andrzej, choć całym sercem czuję się z nim związany. Teraz Pałac powinien służyć ludziom.

Nie wychowywał się pan w Polsce, jakie są dziś pana związki z Krzeszowicami, z krajem?
- Właśnie kupiłem mieszkanie w Krzeszowicach. I cieszy mnie, że udało mi się tu wrócić. Urodziłem się w Krakowie, ale potem, wraz z rodziną, mieszkałem za granicą. Zawsze jednak Krzeszowice były mi bliskie. Cieszę się, że teraz mam okazję zrobić coś dla miasta, coś dobrego i pożytecznego. Praca wymaga ode mnie częstych wyjazdów, ale teraz wiem, że mam gdzie wracać, bo czuję, że to moje miejsce.
Rozmawiała
Ewa Solak

Przełom nr 7 (926) 17.02.2010