Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Nie każdy musi być Kasparowem

20.01.2010 14:40 | 0 komentarzy | 5 435 odsłon | red
Dla moich podopiecznych każda partia jest jak klasówka. Nic dziwnego, że potem nie boją się sprawdzianów i egzaminów. Szachy uodparniają na stres - przekonuje Jacek Bielczyk, trener chrzanowskich szachistów.
0
Nie każdy musi być Kasparowem
Jacek Bielczyk od pięciu lat trenuje młodych chrzanowskich szachistów
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Dla moich podopiecznych każda partia jest jak klasówka. Nic dziwnego, że potem nie boją się sprawdzianów i egzaminów. Szachy uodparniają na stres - przekonuje Jacek Bielczyk, trener chrzanowskich szachistów.

Marek Oratowski: Bakcyla szachowego złapał pan w wieku...
Jacek Bielczyk:
...sześciu lat. W świetlicy mojej szkoły podstawowej w Katowicach, do której poszedłem rok wcześniej od rówieśników, koledzy grali w szachy. W naturalny sposób, przyglądając się ich grze, pojąłem podstawowe zasady. Potem przyszły pierwsze zawody. Pamiętam, że po jakiejś wygranej w wieku ośmiu lat, po raz pierwszy moje nazwisko pojawiło się w czasopiśmie „Szachy” i do dziś przechowuję tę miłą pamiątkę z początków mojej przygody z królewską grą.

Dawniej literatury szachowej w Polsce było niewiele, a o możliwości gry z wirtualnym przeciwnikiem w internecie nikt nawet jeszcze nie myślał. Dziś młodzież ma na starcie znacznie łatwiej.
- Rozwój techniki otworzył szereg nowych możliwości dla uczących się gry. Jednak to, że można zagrać partię, czy cały turniej on-line, niesie za sobą pewne niebezpieczeństwo. Dawniej do wszystkiego trzeba było dojść samemu, była większa przyjemność tworzenia. Dziś jest więcej odwzorowań i naśladownictwa. Chociaż prawdziwi mistrzowie nadal potrafią zadziwić oryginalnością i pięknem idei swojej gry.
Takie nazwiska, jak Bobby Fischer, Anatolij Karpow czy Garri Kasparow, elektryzują nawet ludzi nie związanych bliżej z szachami.
Akurat zaczynałem grę w szachy, gdy następowała wymiana pokoleń. Miałem okazję i szczęście grać między innymi z mistrzami świata: Łotyszem Michaiłem Talem, Rosjaninem Wasilijem Smysłowem i Holendrem Maxem Euwe. Z Fischerem, Karpowem i Kasparowem nie udało mi się zagrać, chociaż poznałem tych geniuszy szachownicy przy okazji różnych turniejów. Na pewno odegrali oni ważną rolę w ukształtowaniu mnie jako zawodnika i trenera.

Malkontenci twierdzą, że szachy to nie żaden sport. A sama gra jest przez nich niedoceniana. Nie na darmo powstało powiedzenie o „refleksie szachisty”.
- Chcę przypomnieć, że szachy są w rodzinie sportów olimpijskich. Choć niestety dyscyplina nie weszła jeszcze do programu igrzysk. Co dwa lata rozgrywane są olimpiady szachowe, w których rywalizują reprezentacje ponad stu państw! Uczestniczyłem w sześciu olimpiadach. Jako zawodnik grałem w dwóch takich imprezach, rozgrywanych na Malcie i w Szwajcarii. Polska drużyna osiągnęła w nich najlepsze wyniki w historii, zajmując szóste i siódme miejsce.
Natomiast z tym „refleksem szachisty” to jest jakieś nieporozumienie. Szachista w ciągu sekund musi przeanalizować sporą liczbę pozycji, ocenić i wybrać najlepsze posunięcie! Jeżeli słyszę, że ktoś sobie żartuje z refleksu szachisty, wiem jedno - mam do czynienia z malkontentem. Naukowcy wyliczyli, że na poziomie wyczynowym, szachy są, po siatkówce i hokeju, na trzecim miejscu pod względem energetycznego wysiłku zawodnika. Ponadto czołowi szachiści są naprawdę wysportowani.
Pamiętam czasy, gdy do ZSRR jeździło się na rozgrywki trwające cały miesiąc. Życie wymusiło przyspieszenie i skrócenie czasu trwania zarówno turniejów, jak i pojedynczych partii. Popularne stało się rozgrywanie partii błyskawicznych.

Chrzanowski ośrodek szachowy to już uznana marka nie tylko w Polsce. Proszę zdradzić tajemnicę tego sukcesu odniesionego w dość krótkim czasie.
- Przede wszystkim to efekt ciężkiej i systematycznej pracy. Oczywiście nie jest tak, że akurat tylko w Chrzanowie rodzą się wybitne talenty. Po prostu został tu stworzony pewien system wczesnego szkolenia zapewniający rozwój każdemu dziecku. Prowadzę zajęcia od pięciu lat, zachęcony przez dyrektora Mariana Sadzikowskiego, który zainicjował wspomaganie rozwoju dzieci poprzez szachy. W szkole podstawowej i gimnazjum Zespołu Szkół nr 1, szkoleniem objętych jest 60-70 dzieci. Mamy kilkunastu finalistów mistrzostw Polski. A tacy zawodnicy, jak Malvina Chrząszcz czy Daniel Sadzikowski mają na koncie już wiele indywidualnych sukcesów i reprezentowali nasz kraj w mistrzostwach Europy i świata juniorów.
Mimo dużej konkurencji, jesteśmy mistrzami Polski w kategorii drużynowej szkół podstawowych i gimnazjów, a w Warnie wywalczyliśmy mistrzostwo Europy szkół. Nasz klub - UKS przy SP 8 Chrzanów gra w pierwszej lidze juniorów i drugiej seniorów. Myślę, że młodzi szachiści są znakomitą wizytówką miasta na arenie kraju i za granicą. A już rosną następni kandydaci na mistrzów. Jak choćby mistrzyni Polski przedszkolaków - Honorata Kucharska, czy sześcioletnia Marta Mucha, które już potrafią „rozłożyć na łopatki” nawet dorosłych mężczyzn.

Są przymiarki, by nauka gry w szachy była obowiązkowa w szkole. Jest pan zwolennikiem tego rozwiązania? Takie umasowienie wiązałoby się z koniecznością zatrudnienia wielu instruktorów.
- Powstał już projekt ustawy o wprowadzeniu szachów do programu szkolnego. Zbieranych jest wymagane 100 tysięcy podpisów przez komitet społeczny. Liczę na to, że ustawa wejdzie w życie. Zresztą wśród samych posłów jest wielu miłośników szachów. W maju uczestniczyłem w sejmie w meczu szachowym. Udało mi się wygrać z posłami PIS-u Tadeuszem Cymańskim i Andrzejem Derą. Pewnie niewielu wie, że pierwszy z nich, obecnie europoseł, przez kilka lat pracował w Malborku jako instruktor szachowy. Uczynienie z szachów pełnoprawnego przedmiotu nauczania, co funkcjonuje już w wielu krajach świata, miałoby same plusy. Szachy rozwijają i uczą twórczego i logicznego myślenia, zdolności przewidywania oraz postawy fair-play. Uodparniają także na stres. Dla moich podopiecznych każda partia jest jak klasówka. Nic dziwnego, że potem nie boją się sprawdzianów i egzaminów. Nie każdy musi być od razu Kasparowem, ale umiejętność gry w szachy podobnie jak do pływania, przydają się na całe życie.
Czy uda się znaleźć odpowiednią liczbę instruktorów? Skoro w Turcji, po wprowadzeniu szachów do szkół, szybko przeszkolono potrzebnych 40 tys. takich osób, to dlaczego inaczej ma być u nas. Nauczyciel nie musi być od razu wybitnym szachistą. Wystarczy, by miał podstawowe pojęcie o tej grze i przygotowanie pedagogiczne.

Jacek Bielczyk
ma 56 lat i mieszka w Katowicach. Jest absolwentem Politechniki Śląskiej i AWF w Warszawie. Utytułowany szachista, dwukrotny mistrz Polski juniorów, a potem czołowy senior w Polsce. W barwach narodowych zagrał m.in. jako kapitan reprezentacji w drużynowych studenckich mistrzostwach świata w Caracas i Mexico City. Na początku lat osiemdziesiątych uczestniczył w dwóch olimpiadach szachowych w La Valletcie i Lucernie. Obecnie jest nauczycielem, trenerem i działaczem szachowym. W przeszłości prowadził narodowe kadry Polski juniorów, kobiet i seniorów, pełniąc funkcje trenera i kierownika reprezentacji Polski na wielu Mistrzostwach Europy i świata. Prowadzeni przez niego juniorzy zdobyli m.in. kilka indywidualnych złotych medali mistrzostw świata i Europy i niezliczoną ilość medali mistrzostw Polski. W latach 1996-2008 był członkiem Zarządu Polskiego Związku Szachowego, pełniąc m.in. funkcje wiceprezesa ds. sportowych. Aktualnie jest członkiem Kolegium Trenerów PZSzach. Od pięciu lat trenuje chrzanowskich młodych szachistów, skupionych w Zespole Szkół nr 1 w Chrzanowie oraz UKS SP 8. Jest autorem wielu publikacji szachowych, od kilkunastu lat prowadzi kącik szachowy w katowickim „Sporcie”.

Rozmawiał Marek Oratowski

Przełom nr 2 (921) 13.1.2010