Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Mirosław Szklarczyk - przerwa w karierze?

28.08.2009 11:30 | 0 komentarzy | 8 235 odsłon | red
Swoją karierę piłkarską wiąże praktycznie z jednym klubem - Górnikiem Siersza, któremu kibicował i grał w drużynach młodzieżowych. Zaliczył również epizod w seniorach Polonii Luszowice. Jako zawodnik jednak świata nie podbił, ale Adam Hanusiak, który był wówczas trenerem Polonii, zaraził go sędziowaniem i na tym polu Mirek ma już się czym pochwalić.
0
Mirosław Szklarczyk - przerwa w karierze?
Mirosław Szklarczyk (w środku)
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Swoją karierę piłkarską wiąże praktycznie z jednym klubem - Górnikiem Siersza, któremu kibicował i grał w drużynach młodzieżowych. Zaliczył również epizod w seniorach Polonii Luszowice. Jako zawodnik jednak świata nie podbił, ale Adam Hanusiak, który był wówczas trenerem Polonii, zaraził go sędziowaniem i na tym polu Mirek ma już się czym pochwalić.
Uprawnienia sędziowskie zdobywał w Olkuszu i tam został sędzią, a kilka lat później również działaczem. I tak to się zaczęło.

Sędziowska lokomotywa
W swoim drugim sędziowanym meczu, naładowany kursową teorią przy wyniku 9-0 pokazał trampkarzowi czerwoną kartkę za obronę bramki ręką. Postąpił zgodnie z literą prawa, ale ukarany chłopiec rozpłakał mu się na boisku.

Wtedy właśnie zrozumiał, piłka to nie tylko przepisy, ale ważny jest jeszcze duch gry. Ta sytuacja służyła mu później jako przykład na prowadzonych kursach sędziowskich. Szybko zrozumiał też, że sędziowanie to jego pasja. Pojawił się też pierwszy kryzys. Było to wtedy, gdy w Olkuszu w rankingach sędziowskich zajmował czołowe lokaty a klasę wyżej awansowali sędziowie niżej klasyfikowani. To było pierwsze zwątpienie i chęć rzucenia wszystkiego. Pomocną dłoń podał mu wtedy Józef Noworyta. Męska rozmowa ze starszym kolegą dodała mu takiego wigoru i wiary w siebie, że po czterech latach sędziował jako główny czwartą ligę.

Pracował też w zarządach podokręgu Olkusz, a po reaktywacji w Chrzanowie. Był szkoleniowcem, obsadowym, wiceprzewodniczącym kolegium sędziów. Tak naprawdę był „lokomotywą”, która ciągnęła organizację sędziowską. Opracowywał regulaminy, wdrażał w życie nowe pomysły, pracował nad biuletynem „Piłka i Gwizdek”. Zarywał noce, kiedy tylko zaświtał mu jakiś pomysł. A to piknik rodzinny, a to turniej piłkarski sędziów lub coś innego. Udało mu się wraz z bratem Krzysztofem, który też jest sędzią, założyć jako jedną z pierwszych stronę internetową podokręgu i kolegium sędziów. Zorganizował wraz z ówczesnym zarządem jubileusz 60-lecia organizacji sędziowskiej w Chrzanowie - to był kolejny jego sukces. Oprócz brata Krzysztofa do sędziowania namówił też najmłodszego ze Szklarczyków - Sebastiana oraz kuzynkę Joannę Pilarczyk.

Kibice Andrychowa dziękowali na stojąco
Szczególnie utkwiły mu w pamięci mecze sędziowane Beskidowi Andrychów. Drużyna ta nawet będąc faworytem meczu miała przy nim wyjątkowego pecha: zawodnicy łapali czerwone kartki i przegrywali większość meczów, jakie prowadził. Szybko stał się „ulubieńcem” tamtejszych kibiców. Często nawet zastanawiał się, jak zejść bezpiecznie z boiska i wyjechać z Andrychowa. Pewnego razu pojawili się w Andrychowie całą trójką braci. Beskid kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa. Wtedy podejmował przedostatnią w tabeli Sołę Oświęcim. Prezes klubu, pełniący rolę spikera, dostał gęsiej skórki, gdy zobaczył na wizytówce trzy nazwiska Szklarczyk. Zapytał tylko: „Jak mam to zapowiedzieć kibicom?”. Ten mecz był przełomowym na linii Beskid Andrychów - Mirosław Szklarczyk. Beskid dominował od początku, ale nie potrafił zdobyć gola nawet z karnego. Znowu jeden z zawodników dostał czerwoną kartkę, natomiast w końcówce meczu po kiksie jednego z zawodników Beskid stracił bramkę i  przegrał. Wtedy, po zakończeniu meczu stała się rzecz dziwna. Kibice oklaskami na stojąco podziękowali Szklarczykom za obiektywne sędziowanie meczu, uznając tym samym, że sędziowie byli najlepsi na boisku. Nawet kwalifikator stwierdził, że widział coś takiego pierwszy raz w życiu.

To było niesamowite i bardzo miłe zakończenie meczu. Kilka tygodni później znowu sędziował mecz Beskidowi. Tym razem z czołowym wówczas zespołem V ligi Górnikiem Brzeszcze, mającym w składzie swojego asa Krzysztofa Chrapka (dziś Lech Poznań). I co? Beskid wygrał, a ponad dwa tysiące kibiców żegnało ich znowu oklaskami.

Ceni serdeczność górali
Czwarta liga to był szczyt tego, co osiągnął w klasyfikacji sędziowskiej. Mirosław Szklarczyk ma jednak swoją ważniejszą klasyfikację. Szybkie podejmowanie właściwych decyzji, ćwiczenie koncentracji, odporność psychiczna - to walory wykorzystywane w życiu codziennym. Dzięki sędziowaniu poznał wiele ciekawych miejsc i ludzi. Szczególnie ceni sobie serdeczność górali. Sędziował też kilka okazjonalnych meczów piłkarskich, poznał możnych polskiego piłkarskiego świata z Franciszkiem Smudą i Orłami Górskiego na czele. Gwizdał na stadionach GKS-u Katowice, Ruchu Chorzów czy Unii Tarnów.
 
Nagle na początku 2007 roku zniknął z piłkarskich boisk. Niewielu wiedziało dlaczego. Tymczasem Mirek otrzymał propozycję pracy we Włoszech. Decyzję trzeba było podjąć niezwłocznie. Pomogło sędziowanie. Szybko rozważył za i przeciw i... wyjechał do miejscowości Fossacesia, w regionie Abruzzo. Tam, gdzie w tym roku było to niesamowite trzęsienie ziemi. Zapewnienie lepszego jutra i bytu rodzinie było ważniejsze niż pasja, którą kocha. Szybko jednak okazało się, że bez rodziny życie jest bardzo trudne, podobnie jak bez piłki i boisk. Po roku dołączyła do niego rodzina - żona Kasia i urocze córki Oliwia i Julka. Tam rozpoczęli kolejny etap życia.

Pogwizdać we Włoszech
Kontakty z pracy zaowocowały kontaktami piłkarskimi. Na razie jest to tylko futsal, ale za to w wydaniu międzynarodowym. Prym bowiem wiedzie tam pewien Serb, były drugoligowiec z Jugosławii. Piłka regionalna jest we Włoszech nieco inna, niż ta w wydaniu ligowym, którą oglądamy w telewizji.

- O ile ta z Serie A przewyższa naszą ligę kilkakrotnie, to ta regionalna jest daleko w tyle za nami - przekonuje Mirosław Szklarczyk. Również dzięki kolegom z pracy nawiązał kontakty z włoskimi arbitrami. Nawet był bliski debiutu jako sędzia. Jednak rozpoczęcie roku szkolnego przez córki i obowiązki z tym związane były ważniejsze. Kontakt jednak został nawiązany i jest realna szansa na debiut w tym roku. Może nawet wraz z bratem Sebastianem, który mieszka w pobliżu.

Mirek we Włoszech pracuje w fabryce kooperującej z Fiatem. Najtrudniejszy był pierwszy rok, bez języka, bez rodziny. Teraz dobrze włada językiem włoskim, a z rodziną snuje plany na przyszłość. Powrót do Polski? Na pewno! Tylko nie wiadomo jeszcze kiedy. Powrót do sędziowania i działalności społecznej - również! Ogromnym przeżyciem i przyjemnością dla niego była możliwość sędziowania dwóch meczów w naszym podokręgu, gdy przed rokiem przyjechał na urlop do Polski. Obecnie dzięki internetowi śledzi na bieżąco to, co się dzieje w Polsce.

Kontakt z Polską i środowiskiem piłkarskim utrzymuje głównie przez brata Krzysztofa. W tym roku odwiedził go również jeden z kolegów sędziów. Był to czas na miłe chwile wspomnień i podpytanie o zmiany, jakie zaszły w podokręgu i rodzimych klubach. Dzięki internetowej stronie „Przełomu” śledzi na bieżąco wszystkie wydarzenia z rejonu Chrzanowa.

- Co dalej? Chcę wrócić do sędziowania. Myślę, że najpierw stanie się to we Włoszech. Ale i na polskich boiskach nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Liczę, że liczbę blisko 800 przeprowadzonych spotkań uda mi się jeszcze znacznie podwyższyć. Jeżeli wrócę do kraju, będę się starał również powrócić do działania w naszym podokręgu Chrzanów. Złota odznaka Podokręgu Chrzanów i brązowa odznaka Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, jakie otrzymałem w 2005 roku, zobowiązują... - dodaje z nostalgią Mirek.

Mirosława Szklarczyka we Włoszech wysłuchał Jerzy Wnęk

Przełom nr 33 (901) 19.08.2009