Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Musiał mieć ręce pełne roboty

20.08.2009 15:32 | 0 komentarzy | 4 242 odsłony | red
Urodził się na wsi w rolniczej rodzinie. Życie go nie rozpieszczało. Po śmierci ojca, został na gospodarce sam z matką i dwojgiem rodzeństwa. Od najmłodszych lat ciężka praca na roli nie była mu obca.
0
Musiał mieć ręce pełne roboty
Antoni Chwastek
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Antoni Chwastek 1925 - 1986

Urodził się na wsi w rolniczej rodzinie. Życie go nie rozpieszczało. Po śmierci ojca, został na gospodarce sam z matką i dwojgiem rodzeństwa. Od najmłodszych lat ciężka praca na roli nie była mu obca.
Wiedział, że tylko swoją wytrwałością i uporem może wyrwać się z małej wsi na upragnione studia. Choć nie było łatwo, nigdy nie zrezygnował ze swoich marzeń i celów, jakie sobie postawił. Skończył studia na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Przez osiem lat pracował w Zakładach Chemicznych w Alwerni, odbudowując je po wojnie, tyle samo poświęcił pracy w Rafinerii Trzebina. Choć kochał swoją pracę, zdrowie nie pozwoliło mu dalej się nią cieszyć.

Naprawiał buty, żeby zarobić na studia
Choć codzienność na rodzinnej gospodarce nie sprzyjała myślom o wielkim świecie, a przedwczesna śmierć ojca i konieczność wzięcia odpowiedzialności za rodzinę jeszcze bardziej oddaliły marzenia o wyrwaniu się ze wsi i studiowaniu, nigdy się nie poddał. Uparcie walczył w spełnienie swoich marzeń. Pomagał matce w gospodarstwie, a wieczorami naprawiał buty okolicznym mieszkańcom, żeby zarobić na studia. Mimo tylu obowiązków w tak młodym wieku, znajdował czas na naukę, czytanie książek, przygotowanie się do matury i egzaminów na uczelnię.
- On po prostu chciał się uczyć, dlatego mimo dość ciężkiej sytuacji znajdował na to czas. Wystarał się o stypendium z Rafinerii w Gorlicach i to dzięki niemu mógł wreszcie wyjechać na wymarzone studia - mówi córka Lidia Szatkowska.

Ślub z Cecylią
Żonę Cecylię poznał dzięki rodzinie i przyjaciołom, którzy uważali, że świetnie by do siebie pasowali. Ślub wzięli, gdy Antoni był na ostatnim roku studiów.
- Pobraliśmy się w lutym, to była chyba najbardziej sroga zima, jaką pamiętam. Do kościoła jechaliśmy przez ogromne zaspy śniegu, starymi, pięknymi saniami - wspomina pani Cecylia. - Na ślubny bukiet kupił mi sztuczne róże, ciętych kwiatów albo nie było w ogóle, albo były bardzo drogie. Nie było go stać, ale te sztuczne i tak wtedy wydawały mi się piękne...
Po ślubie zamieszkali w Gorlicach. Antoni odpracowywał w tutejszej rafinerii stypendium. Urodziły im się trzy córki: Anna, Lidia i Barbara.

Chciał odbudować Polskę
Po pięciu latach odpracował stypendium, dostał propozycję pracy w Zakładach Chemicznych w Alwerni. Wraz z rodziną postanowili zamieszkać w Chrzanowie. Uważał, że skoro udało mu się skończyć studia, to jako inżynier musi tak jak potrafi przysłużyć się krajowi, naprawiając zniszczenia, jakie spowodowała wojna. Chciał przyczynić się do odbudowy przedsiębiorczości na tym terenie. W zakładach w Alwerni projektował i nadzorował budowę kotłów w elektrociepłowni. Do dziś jeden z nich nosi jego imię - Antoni (na cześć jego konstruktora). Gdy elektrociepłownia została ukończona, był jej kierownikiem przez 8 lat. Potem, również projektując i budując kotły, pracował w rafinerii w Trzebini.

Ciągnęło go w rodzinne strony
Mimo że cieszył się z ucieczki ze wsi, spełnionych marzeń o studiach i pracy którą lubił, zawsze ciągnęło go jednak w rodzinne strony Miechowa. Na wieś, w pola, do lasu, do spokoju, jakie dawały te miejsca i wspomnień jakie z sobą niosły.
- Rzadko zabierał mnie na wczasy, za to co rok jeździliśmy na wieś, do rodziny, pomagać w gospodarstwie. Tylko tam odpoczywał - znowu pracując. Nie mógł siedzieć bezczynnie. Zawsze musiał mieć ręce pełne roboty, w pracy, w domu, nawet na urlopie - opowiada pani Cecylia.

Auto za gotówkę, telewizor i pełno sąsiadów w domu

- Interesował się nowinkami technologicznymi. Pamiętam, gdy pewnego dnia przyniósł do domu telewizor. Od tej pory zawsze było u nas pełno ludzi. Wszyscy sąsiedzi zbierali się w naszym dużym pokoju na wieczorne wiadomości - mówi Lidia Szatkowska.
- Ciągle pracował, coś rysował, obliczał, wymyślał. Lubił swoją pracę i poświęcał się jej. Pamiętam, że często jego projekty racjonalizatorskie wygrywały różne konkursy. Dostawał za nie nagrody. Dzięki temu było go stać na kupno auta nawet za gotówkę, co w tamtych czasach było bardzo rzadkie - wspomina.

Chciał dać ludziom pracę
Pracował nad projektem uruchomienia zakładów karbochemii (badania węgli kopalnych jako surowców dla przemysłu chemicznego). To miał być projekt jego życia. Chciał dać ludziom pracę i rozwinąć tutejszy przemysł.
- Przyjechały chyba nawet jakieś maszyny, ale zabrakło pieniędzy. Tata się rozchorował i projektu nigdy nie ukończono - mówi Lidia Szatkowska.

Niemożność wykonywania pracy największą karą
Któregoś dnia zemdlał w pracy. Okazało się, że ma poważnie chore serce. Nie mógł pogodzić się ze swoim stanem zdrowia i z tym, że lekarz zabronił mu pracować. Bardzo przeżył rozstanie z zawodem, z kolegami z pracy. Z niektórymi łączyła go prawdziwa przyjaźń. - Żeby nie siedzieć bezczynnie pomagał mi w domu, wykonywał ze mną różne prace domowe. Nie było dla niego ważne, że wcześniej zajmował się wielkimi projektami i choć trudno mu było bez tego, pracę w domu traktował równie poważnie - wspomina męża pani Cecylia.

Antoni Chwastek odszedł 22 lata temu, 26 czerwca 1986 roku, ale ciągle żyje w pamięci rodziny i przyjaciół jako człowiek, dla którego nie było rzeczy niemożliwych.
Alicja Miłoń

Przełom nr 32 (900) 12.08.2009