Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Człowiek wielkiego serca

17.06.2009 15:30 | 0 komentarzy | 7 633 odsłon | red
Ufnie patrzył w jutro, nigdy się nie skarżył na przeciwności losu i choroby, których ostatnio doświadczał. Żartobliwy, wesoły, pełen wigoru, trochę na bakier z konwenansami. Przez lata tworzył bezpieczny azyl dla wszystkich, którzy Go znali.
0
Człowiek wielkiego serca
Tadeusz Mijas na tle zamku w Czorsztynie. Zdjęcie wykonane w 2008 roku. Fot. Urszula Niemczyk
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Tadeusz Mijas (1949-2009)

Ufnie patrzył w jutro, nigdy się nie skarżył na przeciwności losu i choroby, których ostatnio doświadczał. Żartobliwy, wesoły, pełen wigoru, trochę na bakier z konwenansami. Przez lata tworzył bezpieczny azyl dla wszystkich, którzy Go znali.

Tadeusz Mijas urodził się 23 lutego1949 roku w Luszowicach i całe swoje życie poświęcił temu miejscu i ludziom. Wzorem do naśladowania był dla Niego ojciec, Stanisław Mijas, organista w kościele parafialnym w Balinie. Związek emocjonalny z nim oraz braćmi Józefem i Stanisławem, jak również rodziną Kieresów z Balina (gdzie od najmłodszych lat stykał się z działalnością kulturalno-społeczną), ukształtował wrażliwość i uczuciowość Tadeusza na sprawy innych. Dla Luszowic chciał jak najlepiej. W latach 1990-1997 działał w Społecznym Komitecie Telefonizacji wsi. Przez kadencję 2004-08 był członkiem Rady Sołeckiej. Interesował się życiem wsi i jej problemami. Roztrząsał je z przyjaciółmi, a gdy trzeba było - to i z władzą.

Pracowity, przedsiębiorczy i zaradny - w 1989 roku poświęcił się stolarstwu, otworzył własny warsztat i założył firmę „Mistol”. Uporządkował teren po wysypisku śmieci, zbudował pawilon ogrodniczy i sklep „Karolka”. Życzliwy dla klientów, zapraszał na pogawędki, często zawoził cięższe towary. A wraz z pracownicami sklepu tworzył niemal rodzinę...

Przez całe swoje życie był życzliwy, przyjazny i pomocny ludziom. Nigdy nikomu nie powiedział „nie”, nie pozostawił bez pomocy, wychodził naprzeciw problemom. Wierzył w człowieczeństwo i dobro.

Kontaktowy, pogodny, niepoprawny optymista - tworzył ciepły klimat wokół siebie i zjednywał sobie przyjaciół. Jego znajomości zawarte jeszcze w latach młodzieńczych, zarówno w Luszowicach, jak i w Chrzanowie, niejednokrotnie zaowocowały trwałą przyjaźnią i szerokimi kontaktami towarzyskimi.

Ufnie patrzył w jutro, nigdy się nie skarżył na przeciwności losu i choroby, których ostatnio doświadczał. Żartobliwy, wesoły, pełen wigoru, trochę na bakier z konwenansami. Przez lata tworzył bezpieczny azyl dla wszystkich, którzy Go znali.

Jego ostatnim ukochanym „dzieckiem” była budowa lokalu przyjęć okolicznościowych, gdzie nowoczesność miała splatać się z tradycją (podłoga z cegieł, surowy kominek, witraże w oknach, nowoczesne łazienki, pod oknami kwiaty dawnych, wiejskich ogródków). Tu zamierzał organizować spotkania przyjacielskie, wernisaże i przyjęcia. Planował rozpocząć działalność 20 czerwca uroczystym zjazdem koleżeńskim rocznika 1953.

Oddany tradycji i przeszłości utożsamiał się z historią rodziny i miejscowości, zgromadził liczne pamiątki, dokumenty, fotografie.
Był współorganizatorem I Ogólnoświatowego Zjazdu Jurkiewiczów w Balinie w 2007 r., na który przybyło ok. 140 uczestników. Współpracował z Muzeum, Miejską Biblioteką Publiczną w Chrzanowie i jej filią w Balinie oraz Muzeum w Limanowej, udostępniając materiały dotyczące ks. Józefa Jońca.

Amator folkloru, literatury i sztuki: sympatyzował z Kołem Gospodyń Wiejskich w Luszowicach, uczestniczył w  spotkaniach Klubu Muzycznego przy ZNP w Chrzanowie, organizował wiele ognisk przy muzyce. Był też członkiem Klubu Literackiego przy Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chrzanowie.

Ciekawy świata i ludzi, nienasycony życiem, zawsze otoczony przyjaciółmi. Zmarł nagle 22 kwietnia 2009 roku, mając tylko 60 lat, a przed sobą liczne plany i marzenia... Odszedł od nas człowiek nietuzinkowy, o bogatym życiorysie wpisanym w karty Luszowic, Balina i Chrzanowa. Zapraszam do wspomnień o Tadeuszu.

Tadziowi ...

Płomieniem świecy
pamięć bliskich
czuwa
nad Twoim snem
nieskończonym ...
I łzą cichą
tęsknota
spada do serca ...
Wspomnieniem Cię otulę
- jak talizmanem -
z każdej strony wszechświata...
Na wieczność...

Urszula Niemczyk

Odszedł wielki społecznik

Niepokorna dusza

Tadeusza Mijasa poznałem stosunkowo niedawno. Zaprosił mnie na wyjazd do Limanowej. Siedzieliśmy w autobusie obok siebie, więc było sporo czasu na rozmowy. Od razu dał się poznać jako pasjonat lokalnej historii. Opowiadał o atencji, jaką cieszył się u jego ojca - organisty ks. Józef Joniec, pierwszy baliński proboszcz

 
Dlatego zorganizował wyjazd do Limanowej, skąd pochodził ten niezwykły kapłan, kapelan 3 Dywizji Strzelców Karpackich. W limanowskim muzeum o księdzu Jońcu opowiadali sędziwi mieszkańcy Luszowic i Balina. Tadeusz Mijas dopiął swego i wystawę poświęconą księdzu Jońcowi mogli obejrzeć też mieszkańcy Chrzanowa.

Od czasu do czasu Tadeusz Mijas wpadał do chrzanowskiego oddziału redakcji. Pokazywał stare zdjęcia. Przyniósł na przykład fotografię sprzed stu lat, na której przed domem w Balinie stało kilkadziesiąt osób. I był w stanie powiedzieć, kto jest kto...!

Był dumny, że udało mu się doprowadzić do rodzinnego zjazdu Jurkiewiczów. Przyjechali nawet krewniacy aż z Francji. Ludzi zebrało się tyle, że trudno było wszystkich zmieścić na zdjęciu. Nawet przy użyciu szerokokątnego obiektywu.

Byłem na szkolnym zjeździe jego rocznika. Podczas spotkania w I LO widać było, że Tadeusz Mijas był duszą towarzystwa. Bodaj ostatni raz spotkaliśmy się w redakcji, gdy wspominał zmarłego Władysława Jagódkę, byłego sołtysa i radnego z Luszowic. Przy tej okazji wyszło na jaw, że sam też miał duszę społecznika. Właśnie te wspomnienia przyszły mi na myśl, gdy przy kościele Matki Bożej Różańcowej zobaczyłem klepsydrę Tadeusza Mijasa. Człowieka, który zawsze mówił to, co myślał. Nie zważając przy tym na konwenanse.

Już po jego śmierci i pogrzebie, na który przyszło kilkaset osób, miałem okazję rozmawiać z osobami, które go znały. Henryk Czarnik, kolega z liceum, opowiadał, jak niepokorna dusza licealisty Tadeusza sprawiła, że miał kłopoty z niektórych przedmiotów. Mimo to zdał maturę, a potem dostał się na studia prawnicze na UJ.

- Na egzaminie u profesora Zolla usłyszał podobno: jest tyle pięknych zawodów, przecież nie musi pan być prawnikiem. Wziął sobie te słowa do serca i został bardzo dobrym stolarzem - wspominał przyjaciela Henryk Czarnik.
Więzi zadzierzgnięte w liceum były tak mocne, że dawni koledzy i koleżanki systematycznie się spotykali. Nie tylko podczas regularnych zjazdów koleżeńskich.

Piotr Mijas zdradził, że stolarką ojciec „zaraził się” przy budowie domu. Bracia zostali po ojcu organistami. Ale Tadeusz Mijas nie miał do tego smykałki. Podobno usilnie szukał wszelkich śladów po bliższych i dalszych krewnych. To poszukiwanie doprowadziło go nawet na Ukrainę. Przyjaźnił się też z charyzmatycznym proboszczem z Karniowic ks. Stanisławem Fijałkiem. Widać przyciągnęły się do siebie ich niepokorne dusze. Zbierał też stare rzeczy. Podobno zgromadził ich tyle, że mógłby utworzyć prywatną izbę regionalną. W jego zbiorze były i stare żelazka z duszą, i stare ule, przy jakich pracował dziadek Tadeusza Mijasa.
Marek Oratowski

Przełom nr 23 (891) 9.06.2009