Nie masz konta? Zarejestruj się

Kultura

Strażacy gonią się z samorządowcami

22.09.2010 13:02 | 0 komentarzy | 4 927 odsłony | red
ALWERNIA. Nie powinno być tak, że to starosta i burmistrz biegają za strażakami, chcąc pomóc w ratowaniu muzeum pożarnictwa! - zdenerwował się Janusz Szczęśniak, starosta chrzanowski, pytany o brak deklarowanej pomocy w sprawie. Burmistrz Alwerni problemu nie widzi. Strażacy są nieuchwytni. Sytuacja przypomina zabawę w ciuciubabkę.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

ALWERNIA. Nie powinno być tak, że to starosta i burmistrz biegają za strażakami, chcąc pomóc w ratowaniu muzeum pożarnictwa! - zdenerwował się Janusz Szczęśniak, starosta chrzanowski, pytany o brak deklarowanej pomocy w sprawie. Burmistrz Alwerni problemu nie widzi. Strażacy są nieuchwytni. Sytuacja przypomina zabawę w ciuciubabkę.

W ostatnim numerze „Przełomu” starosta Janusz Szczęśniak obiecał zorganizować spotkanie z przedstawicielami stowarzyszenia Ochotnicza Straż Pożarna w Alwerni oraz burmistrzem Janem Rychlikiem. Spotkanie miało dotyczyć przyszłości muzeum pożarnictwa. Umówił termin na środę, w ubiegłym tygodniu.

- W końcu się nie zobaczyliśmy. Z tego co przekazał mi burmistrz wiem, że strażacy nie dali rady - powiedział Szcześniak.
Od środy próbowaliśmy się skontaktować z przedstawicielami muzeum. Dzwoniliśmy na numer telefonu stacjonarnego, podany na stronie internetowej instytucji, jako „szybki kontakt”. Tylko dwa razy, spośród kilkunastu prób, ktoś odebrał słuchawkę, mówiąc że „dyrektor właśnie wyszedł” i ta osoba nie zna numeru jego komórki. W poniedziałek zapytaliśmy starostę o nowości w sprawie.
- Bez zmian. Nie powinno być tak, że to starosta i burmistrz biegają za strażakami, chcąc pomóc w ratowaniu muzeum pożarnictwa! - zdenerwował się.

Tego samego dnia udało nam się porozmawiać z Jerzym Wojtoniem, naczelnikiem OSP w Alwerni. Prosiliśmy o telefon kontaktowy do dyrektora muzeum Stefana Adamowskiego.
- Nie mam. On co chwilę zmienia numery - odpowiedział Wojtoń.

Zapytany, czy wie, dlaczego nie doszło do planowanego tydzień temu spotkania starosty i burmistrza z przedstawicielami straży, odparł lakonicznie:
- Nie było spotkania, nie ma tematu.

Zadzwoniliśmy do burmistrza Rychlika. Przekazał nam numer kontaktowy do dyrektora muzeum. Mimo kilku prób dodzwonienia się, telefon milczał, również we wtorek. Burmistrz zapytany, czy sytuacja nie przypomina mu, jak nazwał ją starosta, gonitwy samorządowców za strażakami, odparł:
- A niby dlaczego? Nie możemy decydować za strażaków. Oni jako organizacja sami podejmują decyzję. Opiekują się muzeum za darmo. Temat jest delikatny - powiedział.

Dodał jednocześnie, że urząd każdego roku przekazuje muzeum 30 tys. zł. A dodatkowo stara się promować to miejsce. Tylko, czy jest co promować?
- Oczywiście. Zbiory są dobrze wyeksponowane. Gorzej sprawa wygląda w przypadku zabytkowych pojazdów, zgromadzonych w baraku - dodał.

Sęk jednak w tym, że przede wszystkich chodzi właśnie o te samochody. Upchane, niemalże jeden na drugim. Obecnie nie są atrakcją turystyczną, a jedynie smutną konkluzją starań o ratowanie muzeum...
Mateusz Kamiński

Przełom nr 37 (956) 15.09.2010