Nie masz konta? Zarejestruj się

Historia

Świnie i barany biegały po podwórku

08.12.2010 16:20 | 0 komentarzy | 10 590 odsłon | red
CHRZANÓW. Tylko nieliczni pamiętają jeszcze, jak w gospodarstwie starego szpitala hodowano świnie i barany, a w ogrodzie rosły buraki, marchewka i inne jarzyny. Jak zapewniają jego dawni pracownicy, nigdy jednak nie straszyły tam duchy. Chyba że dziś, gdy budynki przypominają totalną ruinę.
0
Świnie i barany biegały po podwórku
Szpital w Chrzanowie - lata 60., pocztówka autorstwa Henryka Hermanowicza
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

CHRZANÓW. Tylko nieliczni pamiętają jeszcze, jak w gospodarstwie starego szpitala hodowano świnie i barany, a w ogrodzie rosły buraki, marchewka i inne jarzyny. Jak zapewniają jego dawni pracownicy, nigdy jednak nie straszyły tam duchy. Chyba że dziś, gdy budynki przypominają totalną ruinę.

Wybudowany w końcu lat 20. minionego stulecia szpital został oddany do użytku w 1933 r. i nosił imię marszałka Józefa Piłsudskiego (po wojnie zmieniono je na Bolesława Bieruta). Składał się z kilku budynków. Na sześciu oddziałach pracowało około 400 osób. Oprócz portierni i budynku biurowego, istniały odrębne obiekty oddziału wewnętrznego z gruźliczym oraz głównego. Nieopodal stało prosektorium. Prowadzono tam też badania bakteriologiczne. Wokół rosły drzewa owocowe.
Przez lata wokół starego szpitala nagromadziło się mnóstwo historii, niekiedy strasznych, niczym z horroru. Niektóre z nich - o duchach, tajemniczych eksperymentach i losach amputowanych kończyn - przypomnieli niedawno internauci na forum www.przelom.pl. Poszliśmy ich tropem...

Barania krew do badań
- Rozpoczęłam tam pracę w 1974 roku. Atmosfera była bardzo przyjazna - wspomina Grażyna Plata, obecnie kadrowa w nowym szpitalu.
Pamięta, że w szpitalnym gospodarstwie zatrudniony był ogrodnik, niejaki pan Rusin. Jego imienia dziś nie pamięta. Gdy zmarł, warzywami i zwierzętami zajmowała się rodzina Kusków. Jeszcze z końcem lat 80. i początkiem 90. świnie i barany miały swoją zagrodę i nikogo nie dziwiło, że pasą się w pobliżu szpitala, na łące. Ze względu na trudności z zaopatrzeniem, wiele lecznic miało własne gospodarstwa.
- Krew barania wykorzystywana była do badań bakteriologicznych, a świnie zabierano do rzeźni i ubijano. Gotowe i świeże wyroby trafiały na talerze pacjentów, podobnie jak potrawy z jarzyn, przygotowywane w szpitalnej kuchni - dodaje Grażyna Plata.

Spod prześcieradeł wystawały nogi
Ówczesny szpital, oprócz własnej kuchni, miał także pralnię. W odległości około stu metrów od budynków było prosektorium. Pacjenci zmarli na oddziałach przenoszeni byli tam przez salowe; najpierw na noszach, a w późniejszych latach na specjalnych wózkach. Żeby dotrzeć do kostnicy, musiały przejść przez całe podwórko. Do dziś wiele osób pamięta, jak spod prześcieradeł wystawały przenoszonym nieboszczykom nogi.
Niektórzy wspominają docierający stamtąd specyficzny zapach. Nie było wtedy klimatyzatorów ani profesjonalnych lodówek.
Co się działo z amputowanymi częściami ciał pacjentów? Mniejsze trafiały do kotłowni, większe natomiast do prosektorium. Prawdopodobnie wkładano je do trumien zmarłych pacjentów i potem grzebano razem z nimi. Dziś wszystkie odpady szpitalne są utylizowane przez specjalistyczną firmę zajmującą się ich odbiorem.

Nawet po 25 pacjentów na sali
- Nigdy jednak w starym szpitalu nie straszyły duchy. Przynajmniej nic takiego nikt od pacjentów nie słyszał. W niektórych salach leżało ich nawet 25 - opowiada Grażyna Plata.
Przez wiele lat pracownicy walczyli o budowę nowego szpitala, bo stary nie spełniał już technicznych wymagań, a z roku na rok do lecznicy trafiało coraz więcej pacjentów.
Z początkiem lat 90. zlikwidowano przyszpitalną hodowlę baranów i świń. Ogród warzywny zniknął nieco wcześniej. Został jeszcze tunel łączący dawną kotłownię z podziemiami nowego szpitala. Dziś zwłoki zmarłych na oddziałach pacjentów przewożone są korytarzami pod ziemią, a nie jak kiedyś - przez podwórko.
A może ktoś z Czytelników pamięta jeszcze inne ciekawostki o starym chrzanowskim szpitalu lub posiada archiwalne zdjęcia?
Piszcie na adres: ewa.solak@przelom.pl lub dzwońcie 32 612 25 50,
w. 26.
Ewa Solak

Przełom nr 48 (967) 1.12.2010
Aktualizacja 13.01.2011, 18.34