Historia
Jak odświeżyć kreację
Pranie w proszku z Trzebini
Po zakończeniu II wojny światowej Centralny Zarząd Przemysłu Tłuszczowego z Warszawy zarządził, że w Trzebini będą produkowane proszki do prania oraz substancje pomocnicze, np. soda służąca do zmiękczania wody.
Zakład funkcjonujący najpierw jako Fabryka Przetworów Tłuszczowych, w połowie lat dwudziestych XX wieku został przejęty przez koncern Schichta. Po zakończeniu wojny i nacjonalizacji, trzebińską fabryką zarządzały Krakowskie Zakłady Przemysłu Tłuszczowego. Odtąd funkcjonowała pod nazwą: Zakład Nr 2 Trzebinia, dawniej ,,Schicht”. Nazwę kapitalistycznego przedsiębiorstwa utrzymano, bo jeszcze przez długie lata dobrze się kojarzyła.
Proszek do prania z Trzebini sprzedawano w półkilogramowych opakowaniach. Na pudełku umieszczona była instrukcja poprawnego prania. Aby dobrze wyprać, należało tkaniny moczyć w proszku do moczenia, a potem prać w proszku do prania. Pół opakowania proszku do moczenia należało rozpuścić w 50 litrach wody (producent przeliczył to na 5 wiader) i moczyć pranie przez 3 godziny. Potem można już było przeprowadzić pranie zasadnicze. Tym razem należało użyć wody gorącej z proszkiem w ilości 1 kilograma na 5 wiader. Po przepierce na gorąco powinno nastąpić gotowanie prania w kotle przez 15 minut. Potem wystarczyło wszystko wypłukać, najlepiej w roztworze ciepłej wody z odrobiną proszku do moczenia. Producent zalecał, aby nie oszczędzać wody i wysiłku na płukanie, bo niedokładne wypłukanie powodowało niszczenie tkanin.
Na całą operację prania potrzeba było przynajmniej 7-8 godzin, ale czyste i pachnące ubrania musiały cieszyć bardziej, niż te wrzucane obecnie do pralki automatycznej.
(l)
Przełom nr 2 (921) 6.1.2010