Nie masz konta? Zarejestruj się

Praca, biznes, edukacja

Trzeba podzielić molocha

08.04.2009 15:03 | 0 komentarzy | 6 251 odsłon | red
W wielu miastach duże spółdzielnie mieszkaniowe już dawno podzieliły się na mniejsze, efektywniej i taniej zarządzane. W przypadku spółdzielni chrzanowskiej raczej trudno na to liczyć. Dlatego spółdzielcy jak najszybciej muszą wziąć sprawy w swoje ręce - twierdzi Mariusz Ryńca, członek rady Nadzorczej Powszechnej Spółdzielni Mieszkaniowej w Chrzanowie.
0
Trzeba podzielić molocha
Mariusz Ryńca
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

W wielu miastach duże spółdzielnie mieszkaniowe już dawno podzieliły się na mniejsze, efektywniej i taniej zarządzane. W przypadku spółdzielni chrzanowskiej raczej trudno na to liczyć. Dlatego spółdzielcy jak najszybciej muszą wziąć sprawy w swoje ręce - twierdzi Mariusz Ryńca, członek rady Nadzorczej Powszechnej Spółdzielni Mieszkaniowej w Chrzanowie.

Jest pan znany z krytycznego spojrzenia na pracę zarządu spółdzielni. Czy pozostali członkowie rady nadzorczej podzielają pana opinie?
- Na poczynania zarządu krytycznym okiem patrzą wszyscy reprezentanci osiedla Północ oraz część tych z osiedla Śródmieście. W 21-osobowej radzie stanowimy jednak mniejszość. Za to jesteśmy aktywni. Zgłaszamy wiele wniosków. Naszym zdaniem, rada, jak to jest zapisane w statucie spółdzielni, powinna pełnić rzeczywiście funkcję kontrolną, a nie kadzić zarządowi. Ma działać przede wszystkim w interesie spółdzielców.

Przy różnych okazjach podkreśla pan, że PSM to źle administrowany moloch. Jak usprawnić zarządzanie spółdzielnią?
- Spółdzielnia w tym roku obchodzi 50-lecie powstania. Utworzyła ją garstka zapaleńców. Rozrosła się w czasach, gdy poprzez spółdzielczość realizowano politykę mieszkaniową państwa. Dziś PSM to wielkie przedsiębiorstwo, w którym rzeczywiste potrzeby członków zeszły na dalszy plan. Na czele tego molocha stoi pięcioosobowy zarząd i 21-osobowa rada nadzorcza. Moloch zatrudnia 230 pracowników na stanowiskach administracyjnych i robotniczych. W wielu miastach tak duże spółdzielnie już dawno podzieliły się na mniejsze, efektywniej i taniej zarządzane. W przypadku spółdzielni w Krakowie, gdzie wcześniej mieszkałem, impuls do podziału dał sam zarząd. W Chrzanowie trudno na to liczyć, dlatego spółdzielcy muszą wziąć sprawy w swoje ręce.

W jaki sposób?
- Są dwie metody. Po pierwsze - na zebraniu grupy członkowskiej zwykłą większością głosów może być przyjęty wniosek z żądaniem oddzielenia całego osiedla ze spółdzielni. Jeśli zarząd lub zebranie przedstawicieli nie zechcą przygotować i przyjąć takiej uchwały, możliwe jest odwołanie się do sądu. Niewykluczone, że taki wniosek padnie podczas kwietniowego zebrania grupy członkowskiej z osiedla Północ. Drugi sposób polega na tym, że uchwałę o opuszczeniu spółdzielni i znalezieniu nowego zarządcy podejmuje większość mieszkańców konkretnej nieruchomości. Czyli jednego lub kilku bloków. To może być trudniejsze, ale też jest do przeprowadzenia.

W Polsce są takie nieruchomości, których mieszkańcy byli członkami spółdzielni, a teraz tworzą wspólnotę mieszkaniową.
Ale kilka mniejszych spółdzielni niekoniecznie musi być tańszych w utrzymaniu, niż ta duża.

- To często powtarzany mit, mający zniechęcić do poważnego rozważania podziału. Przecież w mniejszej spółdzielni może działać nawet jednoosobowy zarząd, a członkowie rady nadzorczej mogą pracować społecznie. Koszty opłacenia księgowego też nie będą aż tak duże. Praktyka pokazuje, iż korzystanie z usług firm zewnętrznych, np. wywożących śmieci i wymieniających okna, może znacząco obniżyć koszty funkcjonowania spółdzielni. Zarządzanie mniejszym majątkiem jest łatwiejsze i bardziej przejrzyste dla ludzi.

Czy dzisiaj nie jest to przejrzyste?
- Spółdzielcy tak naprawdę mają niewiele do powiedzenia. Zapewne dlatego wielu z nich nie uczestniczy w zebraniach grup członkowskich. Na przykład, dopiero na wniosek członków rady nadzorczej z osiedla Północ, na klatkach schodowych pojawiły się kilka tygodni temu informacje o zakresie remontów. O tym, jakie roboty będą wykonywane w poszczególnych blokach, w praktyce zadecydował arbitralnie zarząd. Wprawdzie plan społeczno-gospodarczy na 2009 rok w formie uchwały przyjęła większość rady nadzorczej, jednak wniosek odrębny złożyli przedstawiciele osiedla Północ i część tych z osiedla Śródmieście. Chcemy, by jeszcze w tym roku stworzyć regulamin konsultacji z mieszkańcami. Spółdzielcy powinni móc zapoznać się z projektem planu remontów, a nie po fakcie przeczytać, co będzie robione w ich bloku.

Powszechna Spółdzielnia Mieszkaniowa w Chrzanowie to wielkie przedsiębiorstwo, w którym rzeczywiste potrzeby członków zeszły na dalszy plan. Na czele tego molocha stoi pięcioosobowy zarząd i 21-osobowa rada nadzorcza. Moloch zatrudnia 230 pracowników na stanowiskach administracyjnych i robotniczych. W wielu miastach tak duże spółdzielnie już dawno podzieliły się na mniejsze,efektywniej i taniej zarządzane .

Jak, pana zdaniem, zmniejszyć koszty działalności spółdzielni?
- Trzeba przyjrzeć się dokładnie działalności Zakładu Budowlano-Remontowego, który przerabia rocznie 3-4 miliony złotych. W zakładzie jest wysoka absencja chorobowa. Sporo kosztuje też utrzymanie hali przy ulicy Fabrycznej. Dlatego koszty remontów są wysokie. Prace wykonywane przez ZBR z powodzeniem mogą podjąć firmy zewnętrzne, dodatkowo dając gwarancję bezpłatnego wykonania wszelkich napraw i poprawek. Wnioskowaliśmy o powołanie specjalnej komisji w celu dokładnego przyjrzenia się zakładowi. Udało się osiągnąć tylko tyle, że jego funkcjonowanie bada komisja rewizyjna. Moim zdaniem Spółdzielnia powinna również zrezygnować z członkostwa w Związku Rewizyjnym Spółdzielni Mieszkaniowych RP. Szkoda płacić na jego konto 6 tysięcy złotych rocznie, w sytuacji gdy faktycznie jest on przybudówką jednej z partii politycznych. Mam też duże wątpliwości, czy związek działa w interesie zwykłych spółdzielców.

W telewizyjnym programie Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać” jako delegat PSM na krajowy zjazd Związku Rewizyjnego powiedział pan, że nie zauważył działań tego gremium, mającego pomóc poprawić niedoskonałe prawo czy ukrócić patologie. Co miał pan na myśli?

- Zmiany są potrzebne w różnych obszarach. Kompleksowych wymagają kwestie rozliczeń za wodę i ścieki oraz za centralne ogrzewanie. W naszej spółdzielni wciąż jest odwlekane dostosowanie statutu do ustawy z czerwca 2007 roku. Ponadto jest sytuacją absurdalną, że rada nadzorcza po zakończeniu każdego kwartału najpierw głosuje nad przyznaniem premii etatowym członkom zarządu, a dopiero miesiąc później analizuje wskaźniki ekonomiczne spółdzielni za ten okres. Próby przekonania większości jej członków do zmiany tej procedury są póki co nieskuteczne.

W mniejszej spółdzielni mieszkaniowej może działać nawet jednoosobowy zarząd, a członkowie rady nadzorczej mogą pracować społecznie. Koszty opłacenia księgowego też nie są duże. Praktyka pokazuje, iż korzystanie z usług firm zewnętrznych, np. wywożących śmieci i wymieniających okna, może znacząco obniżyć koszty funkcjonowania spółdzielni. Zarządzanie mniejszym majątkiem jest łatwiejsze i bardziej przejrzyste dla ludzi .

A dostrzega pan jakieś pozytywy w pracy zarządu spółdzielni, dostającego wszakże co roku absolutorium. - Tych pozytywów jest niewiele. Dostrzegam dwa. Pierwszy to dbałość o lokale użytkowe spółdzielni. Systematycznie są remontowane. W planie jest odbudowa spalonego pawilonu przy ulicy Wyszyńskiego. Szkopuł w tym, że ta inwestycja zwróci się dopiero za około 10 lat z czynszu płaconego przez najemców. Taki drugi plus to fakt, że zarząd spółdzielni nie utrudniał, ani nie opóźniał, wykupu mieszkań za przysłowiową złotówkę. Dlatego odrębną własność lokali i gruntu ma już połowa z 8500 spółdzielców.
Rozmawiał
Marek Oratowski

Przełom nr 8 (876) 25.02.2009

Mariusz Ryńca ma 34 lata. Ukończył technikum hutniczo-mechaniczne w Krakowie - Nowej Hucie oraz historię na UJ. Pracuje w redakcji „Polskiego Słownika Biograficznego” w Krakowie. Jest członkiem zarządu Rady Osiedla Północ w Chrzanowie. Jego hobby to historia, sport i turystyka. Jest współautorem przewodnika po Łemkowszczyźnie.

Czytaj również