Nie masz konta? Zarejestruj się

Praca, biznes, edukacja

Najdroższe szesnaście metrów

21.02.2007 13:18 | 1 komentarz | 10 111 odsłon | red
Fiaskiem zakończyły się negocjacje mysłowickiego Transgóru, obsługującego większość linii komunikacji miejskiej, z nowym właścicielem dworca po zlikwidowanym PKS-ie w Chrzanowie, Tadeuszem Głowaczem. Chodzi o opłaty za zatrzymywanie się na przystanku przy ul. Trzebińskiej.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Fiaskiem zakończyły się negocjacje mysłowickiego Transgóru, obsługującego większość linii komunikacji miejskiej, z nowym właścicielem dworca po zlikwidowanym PKS-ie w Chrzanowie, Tadeuszem Głowaczem. Chodzi o opłaty za zatrzymywanie się na przystanku przy ul. Trzebińskiej.
Tadeusz Głowacz, do którego należy teraz nieruchomość, ma w planach gruntowną przebudowę tego ważnego węzła komunikacyjnego w powiecie. Chce tam otworzyć poczekalnię dla pasażerów, toalety, minibar, ponadto oświetlić teren, zmodernizować nawierzchnię, krawężniki, przebudować zadaszenia i zatrudnić ochronę. A to wszystko kosztuje.
- Na same wynagrodzenia trzech pracowników ochrony potrzebuję około sześciu tysięcy złotych miesięcznie. Dotychczasowa opłata Transgóru za korzystanie z przystanku nawet na to nie starcza – argumentuje zasadność podwyżki Tadeusz Głowacz.

2,5 zł za zatrzymanie
Jeżdżąca na zlecenie Związku Komunalnego Komunikacja Międzygminna spółka Transgór do tej pory za korzystanie z przystanku przy ul. Trzebińskiej płaciła zryczałtowaną opłatę w wysokości 1.440 zł miesięcznie, czyli ok. 40 groszy za każde zatrzymanie. Od marca ma płacić 2,5 zł, co przy 3.800 zatrzymań w miesiącu daje około 9 tys. zł miesięcznie. Wychodzi ponad 100 tys. zł na rok!
- Przystępując w ubiegłym roku do przetargu na obsługę linii Związku Komunalnego Komunikacja Międzygminna nie braliśmy pod uwagę tych kosztów. Nas najzwyczajniej nie stać na ponoszenie tak wysokich opłat za zatrzymywanie się tylko na tym jednym przystanku – przekonuje Zbigniew Gruszka, prezes mysłowickiego Transgóru.

Wystarczy im wiata
Przewoźnik próbował tłumaczyć, że jego autobusy nie wjeżdżają na teren dworca. Zatrzymują się na przystanku przy drodze krajowej, skąd biorą pasażerów. Zbigniew Gruszka uważa, że taki przystanek nie wymaga zaplecza socjalnego. Wystarczy słupek i wiata, bo specyfika komunikacji miejskiej jest inna niż dalekobieżnej.
- Przystanek przy ul. Trzebińskiej ma około szesnastu metrów długości. I za ten odcinek każe nam się płacić ponad 100 tys. zł rocznie. To chyba najdroższe szesnaście metrów w okolicy – obrazowała wiceprezes ds. finansowych w spółce Transgór, Barbara Sitko, prosząc równocześnie Tadeusza Głowacza o utrzymanie dotychczasowych stawek.
- Przecież PKS ustalając wysokość ryczałtu też kalkulował koszty i nie żądał aż tak wysokich opłat – wtórował prezes Gruszka.
- I pewnie dlatego upadł – odpowiedział Głowacz. - Jestem przedsiębiorcą, podobnie jak państwo, i nie zamierzam dokładać z własnej kieszeni do Transgóru – dodał.

Pasażerom należy się wygoda
Nowy właściciel dworca twierdzi, że 2,5 zł za każde zatrzymanie się autobusu to pieniądze potrzebne na pokrycie kosztów utrzymania dworca, i niewielki zysk. Jego zdaniem, czekającym na transport pasażerom należy się wygodna poczekalnia, WC, i to zarówno tym, korzystającym z komunikacji miejskiej, jak i z dalekobieżnych autobusów.
- Argumentacja Transgóru, że jego autobusy nie wjeżdżają na dworzec, tylko zatrzymują się przy drodze krajowej, nie przekonuje mnie. Przystanek, jak i zatoka autobusowa przy ul. Trzebińskiej, są na moim terenie, który traktuję jako jeden duży węzeł komunikacyjny – zaznaczył Tadeusz Głowacz, dodając, że jeśli Transgór nie akceptuje warunków, nie musi się tu zatrzymywać.

Transgór w kropce
Ponad godzinne negocjacje obu przedsiębiorców nie przyniosły porozumienia. Nowy właściciel dworca, przynajmniej na razie, nie zamierza obniżyć ceny. A Transgór utrzymuje, że na tak wysoką stawkę po prostu go nie stać. Przeniesienie przystanku w stronę Trzebini też nie wchodzi w grę, bo nie ma tam miejsca na zatokę autobusową. Bez zatoki zarządca drogi – Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad – nie wyrazi zgody na zatrzymywanie się autobusów. Transgór, który wygrał przetarg na kilkuletnią obsługę linii ZKKM, znalazł się więc w kropce. Jeśli nie znajdzie zrozumienia w związku komunikacyjnym i gmin go tworzących, zamiast zarabiać na przewozach, będzie do nich dokładał. Chyba że teren dawnego dworca PKS, przeznaczony w planie zagospodarowania przestrzennego wyłącznie na cele komunikacyjne, przejmie ktoś inny. Przedsiębiorca Tadeusz Głowacz nie kryje, że jeśli gmina Chrzanów wystąpi z ciekawą propozycją odkupienia dworca lub zamiany na inny grunt, jest skłonny się go pozbyć.
Anna Jarguz

PRZEŁOM nr 8 (773) 21 II 2007

Czytaj również