Nie masz konta? Zarejestruj się

Praca, biznes, edukacja

Opera za trzy grosze

30.04.2007 16:29 | 1 komentarz | 3 653 odsłony | red
O kulisach wizyty samorządowców i przedstawicieli trzebińskiej rafinerii w ministerstwie finansów - z radnym Franciszkiem Wołochem rozmawia Alicja Molenda
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

O kulisach wizyty samorządowców i przedstawicieli trzebińskiej rafinerii w ministerstwie finansów - z radnym Franciszkiem Wołochem rozmawia Alicja Molenda

Był pan inicjatorem wyjazdu delegacji rafinerii i samorządu do ministerstwa finansów w sprawie dalszych losów tej firmy. Doszło tam do małego skandalu, bo do gabinetu ministra nie wszedł wiceprezes rafinerii Piotr Prusakiewicz - osoba wiedząca o tej firmie najwięcej.
- Skład delegacji uzgadniałem z sekretariatem ministra. Miało być sześć osób, w tym pani prezes. Delegacja rafinerii przybyła mocno spóźniona. Pięć minut przed umówionym terminem rozmowy w gabinecie ministra. Nikt nie poinformował mnie wcześniej, że nie ma pani prezes, a pana Prusakiewicza nie znam. Gdybym wiedział o tej zamianie osób, to bym go do składu delegacji włożył. Popełniono fatalny błąd.

To kto wszedł na miejsce pani prezes?
- Pani poseł Beata Szydło.

Przecież posłanka bez trudu mogła sobie załatwić wstęp do ministerstwa poza limitem, bez pańskiej pomocy.
- Ale jeszcze pojechał, uzgodniony w międzyczasie, pan starosta. Był też znający rafinerię radny Zbigniew Duda, był wiceburmistrz Wiesław Pierzchała - w zastępstwie burmistrza Adama Adamczyka, przedstawiciel związków zawodowych rafinerii Zbigniew Mentel i ja. Przypominam, że mogło wejść tylko sześć osób. Nie jest łatwo załatwić takie spotkanie. Przypuszczam, że pani prezes nie wierzyła, że mi się uda, a ja chodziłem za tym ponad miesiąc.

Związkowcy twierdzą, że w ostatniej chwili mógł pan wycofać Zbigniewa Dudę i w jego miejsce wstawić wiceprezesa.
- Byłem organizatorem wyjazdu i to ja odpowiadałem za skład delegacji. Poza tym, nie podobało mi się, że delegacja rafinerii rozmawiała wcześniej w sejmie z posłami PSL, a potem szukała ratunku w PiS-ie. Tak się nie robi.

Zbigniew Mentel powiedział mi, że związkowcy mają do pana żal również za to, że kulminacyjnym punktem wizyty było zaproszenie ministra na imprezy kulturalne z okazji Dni Trzebini. Czy nie uważa pan, że w kontekście poważnych problemów zakładu, było to, delikatnie mówiąc, niestosowne?
- Mam na ten temat odmienne zdanie. Chodziło mi o pretekst do ściągnięcia ministra Banasia do Trzebini. Było nim oczywiście wystawienie opery, ale celem to, żeby tu przyjechał, zobaczył rafinerię i wszystko o czym rozmawialiśmy. Po rozmowach w Warszawie twierdzę, że nie brak tam dobrej woli co do decydowania o dalszych losach trzebińskiej rafinerii. Gdyby rozmowy szły w złym kierunku, to bym tego zaproszenia na Dni Trzebini nie dał. A że były serdeczne i trwały ponad godzinę, więc dałem.

Co tak naprawdę udało się w Warszawie załatwić?
- Zawieszenie decyzji izby celnej w sprawie rozłożenia należności z tytułu akcyzy do czasu wyroku sądowego. Sąd ma orzec, czy się ona należy, czy nie.

To logiczna kolejność postępowania. Coś jeszcze wywalczyliście?
- Na razie nie. Jasne jest, że rafineria wyjdzie na prostą dopiero wtedy, gdy zacznie produkować coś, co pozwoli jej spłacać długi. Najlepiej żeby to były biopaliwa. Wznowienie produkcji zależy od jej opłacalności, a to zależy od decyzji rządu.

Słyszałam opinie, że lepiej by było, gdyby delegacja samorządowa pojechała do Orlenu. Głos właściciela w sprawie przyszłości rafinerii w Trzebini jest niesłyszalny.
- Strategiczne decyzje należą prawdopodobnie do Skarbu Państwa, a nam bliżej było do ministerstwa niż do Płocka.

Nie żal panu, że wyjazdowi do stolicy w sprawie ważnej, towarzyszy konflikt pana i związkowców z rafinerii? Przecież to nie koniec walki o ten zakład.
- Ja na to patrzę uczciwie i pytam, gdzie związkowcy byli do tej pory?

A związkowcy pytają: gdzie był samorząd?
Rozmawiała: Alicja Molenda

PRZEŁOM nr 18 (783) 30 IV 2007

Czytaj również