Nie masz konta? Zarejestruj się

Praca, biznes, edukacja

Na obiad do... szpitala

29.10.2008 13:58 | 1 komentarz | 9 645 odsłon | red
Flaczki 4 złote, galaretka za 3 zł, świeże surówki, sałatki. Niektórzy specjalnie do nas z domów na obiad przyjeżdżają. Bo gdzie za dewolaja z ziemniakami klient zapłaci 8,20 zł? - retorycznie pyta bufetowa Iwona Mróz.
1
Na obiad do... szpitala
Najwięcej schodzi napojów, soków, wód mineralnych - mówi Adriana Duda, właścicielka sklepu spozywczego w pasażu szpitalnym
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Flaczki 4 złote, galaretka za 3 zł, świeże surówki, sałatki. Niektórzy specjalnie do nas z domów na obiad przyjeżdżają. Bo gdzie za dewolaja z ziemniakami klient zapłaci 8,20 zł? - retorycznie pyta bufetowa Iwona Mróz.

W przyszpitalnym barze zjeść można dobrze i tanio. Wiedzą o tym nie tylko stołujący się tam lekarze, pielęgniarki i inni pracownicy lecznicy, ale także osoby odwiedzające pacjentów. W pasażu na parterze od samego rana ruch jak w ulu. Można tu zrobić zakupy spożywcze i przemysłowe, a nawet wybrać się na kiermasz, organizowany w szpitalnej świetlicy.

Precle prosto z Krakowa
W szpitalnych progach wita Bogusława Sporek z Trzebini. Tuż przy schodach sprzedaje precle i obwarzanki. Jak zapewnia, są prosto z Krakowa. Sztuka za 1,40 zł.

- Jestem tuż po godz. 5 i rozstawiam towar. Chwilę później kupują je pierwsi pracownicy. Najbardziej smakują im te z makiem, ale często biorą też z solą, czy sezamem. Są bardzo smaczne i chrupiące - pani Bogusława uwija się przy stoisku.

Co dzień schodzą jej dziesiątki takich wypieków. Ich zapach delikatnie roznosi się po korytarzu, wypierając woń medykamentów. O godz. 15 zwija straganik i biegnie do domu, albo na próbę chóru. Śpiewa w trzebińskim Millenium.

Nieraz, ćwicząc pieśni, podśpiewuje przy sprzedawanych preclach. Dorabia sobie nimi do emerytury. I cieszy się, że w ten sposób może być częściej wśród ludzi. Bo każdy zawsze coś zagada, opowie. A i ona ciekawymi historiami, jak obwarzankami, potrafi obdzielić niejednego.

Po piżamę i po prezent
Szerokim korytarzem maszerujemy w kierunku oddziałów na parterze. Drugi zakręt w lewo. W każdym sklepie kłębi się tłum. Panie i panowie w szlafrokach i papciach oraz goście, chcący upominkiem sprawić radość pacjentom.

- Najczęściej kupują piżamy, kosmetyki i środki higieniczne - o tym, czego zapomnieli lub nie zdążyli zabrać z domu klienci, mówi sprzedawczyni Małgorzata Mucha.

Półki w przemysłowym kiosku uginają się od towaru. Swetry, szlafroki, rajstopy, kremy, oliwki, a nawet gotowe do podarowania prezenty - filiżanki, rzeźbione zwierzęta, biżuteria, ozdobne świeczniki.

- Często przychodzą pracownicy szpitala, zwłaszcza gdy na oddziale są imieniny - pani Małgosia nie ma wątpliwości, że istniejący od 10 lat sklep jest w szpitalu niezbędny.

- Albo po pracy wpadają panie, żeby już do miasta specjalnie nie gonić - dodaje.

W środę po „Przełom”
- Najwięcej schodzi napojów, soków, wód mineralnych. A w środy od samego rana pytają o „Przełom” - wylicza Adriana Duda, właścicielka spożywczaka z naprzeciwka.

Ogromne paczki z sokami zajmują niemal każdy kąt sklepu. A w lodówkach... Same smakołyki. Od mini-pizzy, po drożdżówki i kapuśniaczki. Serki, wędliny, owoce. Są też gazety, książki. Nie brak nawet mrożonych ryb.

- Trochę tu drogo - przyznaje odchodząca od kasy klientka. Za małą wodę mineralną zapłaciła 2 zł. Dla jednych dużo, dla spragnionych niewiele.

- Na oddziałach jest bardzo ciepło, więc tym bardziej chce się pić. Od 6 rano do 19.30 jest nieustanny ruch. Nie sprzedajemy tylko papierosów i alkoholu, co chyba jest zrozumiałe - zaznacza właścicielka.

Na flaczki i naleśniki
Przy końcu pasażu jest jeszcze jeden spożywczak a obok bar. Zapachy czuć od progu. Przy stolikach osoby odwiedzające pacjentów popijają kawę albo herbatę.

- Raz flaczki poproszę - klient patrzy na wywieszoną z boku tablicę z cennikiem serwowanych potraw.

Jest przed godz. 11, czas na drugie śniadanie. Kobieta w białym fartuchu kropi octem mięsną galaretę.

- Co dzień schodzi 30 porcji mięsnych w różnych odsłonach. Są kotlety, zawijane dewolaje, mięsa duszone. W piątki rybka. Są pierogi, naleśniki, krokiety, flaczki i gołąbki. No i rozmaite surówki. Wszystko to, co ludziom smakuje - podkreśla Anna Mazgaj, kierownik żywienia firmy Catermed, która od 2002 r. żywi zgłodniały szpitalny personel i trafiających tam klientów.

Wszystkie posiłki są przygotowywane co dzień rano w firmowej kuchni i dostarczane do szpitalnego baru.
Szpital na tym zarabia

Na drugim piętrze co tydzień jest bazar. Reklamy na parterze zachęcają do odwiedzin. Przy końcu korytarza widać najpierw wieszaki z sukienkami, podomkami, bluzkami. Są tu też piżamy i szlafroki. Obok stoły pełne plastikowej, drewnianej i metalowej biżuterii. Korale, kolczyki, świecidełka.

- Pierwszy raz dopiero jestem. Na razie kiepsko, więc nie wiem, czy drugi raz przyjadę - kiwa głową sprzedawca. Za żadne skarby nie chce zdradzić ani skąd przyjeżdża, ani jak się nazywa.

Tak jak kobieta w pomieszczeniu obok. Przy jarzeniowym świetle razem z młodym chłopakiem sprzedaje swetry, koszulki, spodnie, biustonosze, skarpetki i figi.

- Na dzierżawę pomieszczeń organizujemy przetargi. Możemy je wynajmować tylko pod taką działalność, jaka nie jest kontraktowana jest u nas przez NFZ. Zarabiamy na tym średnio ok. 500 tys. zł rocznie – informuje dyrektor chrzanowskiego szpitala Ewa Potocka.

Ewa Solak

PRZEŁOM nr 43 (859) 22 X 2008

Czytaj również